„Jillian Westfield wyszła za mąż” to „produkt” pióra Allison Winn Scotch. I tytuł, i imiona oraz nazwisko autorki są bardzo długie. Zaczynając lekturę tej książki pomyślałam sobie, że musiałaby ona okazać się naprawdę dobra, żebym zapamiętała ciąg tych wyrazów na okładce. Czy w moim umyśle znalazło się jeszcze trochę miejsca na osiem słów, czy raczej odejdą one w zapomnienie?
W świat Jillian Westfield wchodzimy w momencie, gdy jest na skraju załamania nerwowego. Zwykły, niewnikliwy obserwator byłby zdziwiony. „Czemu ta kobieta jest taka nieszczęśliwa?” –spytałby. Jednak jeśli przyjrzymy się temu z bliska, można zauważyć pewne uszczerbki. Zupełnie jak z okiem – z daleka nie widać ubytku, wady. Dopiero gdy użyjemy specjalistycznych maszyn, ujawnia się problem. Tą „lupą” w wypadku Jill była książka pani Allison Winn Scotch.
Nowy Jork, przedmieścia Manhattanu, piękny dom, urocza córeczka Katie, kochający mąż Henry i oddana przyjaciółka Ainsley. Idealnie, czyż nie? Zakładamy okulary z filtrem i… Widzimy brudne, pełne spalin miasto, wiecznie puste, ponure mieszkanie, marudzące i męczące dziecko, od którego, mimo miłości, jakie do niego żywimy, chcielibyśmy odpocząć, a na dokładkę i sam koniec współmałżonek, który kocha, ale nie wystarczająco. Brakuje pasji, płomiennych uczuć, chwilowych uniesień. Jednym słowem: jeśli spojrzycie po raz pierwszy, i nie zauważycie nic dziwnego, zróbcie to po raz drugi, tym razem opuszczając pozory i zagłębiając się w psychikę człowieka owładniętego przeświadczeniem, że kiedy wszystko wokół niego będzie idealne, czyste i schludne, poukładane i posortowane do granic możliwości, to on sam odnajdzie sens życia. Taką postacią była Jill Westfield.
Pewnego dnia Jillian udała się na regularną sesję u swojego masażysty Garlanda. Ten, naciskając na spięty mięsień, ucisk, odblokował jej chi. Jak gdyby nigdy nic, nasza bohaterka idzie do domu, kładzie się spać, a następnego ranka… Cóż. Z pewnością nie jest to jej obecne łóżko. Choć słowo obecne nie pasuje do sytuacji. Tu i teraz znaczy dla Jill kilka lat wcześniej, gdy jeszcze żyła pod jednym dachem z Jacksonem i cieszyła się swoją pracą, rozwijającą się karierą, beztroskim, pełnym namiętności i czułości związkiem. Tylko czy równie łatwo będzie jej żyć z wiedzą, co wydarzy się za chwilę? Czy zdecyduje się zmienić ścieżkę obraną przez los, aby naprawić swoje błędy? A co, jeżeli Henry był jej przeznaczony i pokona wszelkie rozstawiane przez nią przeszkody? Od czego tak naprawdę zależą nasze wybory, jaki jest sens życia, co oznacza samorealizacja? Oraz najważniejsze: czy jesteśmy gotowi na życie?
Dawno nie miałam w rękach książki, która do tego stopnia skłoniłaby mnie do przemyśleń. Pospolite co by było gdyby dzięki „Jillian Westfield wyszła za mąż” stało się a co, jeśli?... Tytuł i nazwisko autorki zapamiętam na długi czas. Uświadomiłam sobie, że zawsze mamy wybór: mleko czy woda, kurtka czy płaszcz, książka czy serial. Sami świadczymy o sobie i nie mamy prawa oceniać innych, nie oceniwszy najpierw siebie samego. Wiele razy okazuje się za późno na powrót, na przeprosiny. Czyny pozostawiają rany na duszy, które nigdy się nie zagoją. Możemy za to na nowo budując swoją przyszłość, pamiętając o przeszłości i ciesząc się darem teraźniejszości.