Anne-Dauphine i Loïc mieszkają w Paryżu, mają udane życie zawodowe, a przede wszystkim są szczęśliwym małżeństwem z dwójką cudownych dzieci – czteroletnim Gaspardem i dwuletnią Thaïs. Za kilka miesięcy na świecie pojawi się trzeci maluch – kochany i wyczekiwany przez całą rodzinę. W czasie wakacji Anne-Dauphine zauważyła, że córeczka lekko powłóczy nóżką, jednak po serii badań lekarze uznali, że wszystko jest w porządku. W dniu drugich urodzin Thaïs rodzice zostają wezwani do szpitala, aby usłyszeć bezlitosną diagnozę.
„Thaïs jest taka sama jak inne dziewczynki. A przynajmniej była jeszcze godzinę temu. Aż do tej pory jedyne, co ją wyróżniało spośród innych, to jej data urodzenia: 29 lutego. Dzień, który zdarza się raz na cztery lata. Zatem Thaïs będzie obchodzić urodziny jedynie w latach przestępnych. Loïc jest zachwycony. Z radością krzyczy, że jego córeczka będzie się starzeć wolniej. Ot, i cała różnica. I jeszcze specyficzny chód. Uroczy, lecz trochę chwiejny. Spostrzegłam to pod koniec lata. Lubię patrzeć na ślady jej małych stópek na mokrym piasku. I właśnie wtedy, w Bretanii, zauważyłam, że Thaïs chodzi w specyficzny sposób: pociąga nóżkę za sobą. Trudno, najważniejsze, że chodzi. Może po prostu ma lekkie płaskostopie, to wszystko.”
Właśnie to niewinne powłóczenie nóżką staje się zwiastunem śmiertelnej choroby genetycznej - leukodystrofii metachromatycznej. Okazuje się, że dziewczynce pozostało od kilku miesięcy, do kilku lat życia. Choroba atakuje układ nerwowy, więc z czasem mała przestanie chodzić, widzieć, poruszać rączkami, słyszeć... Współczesna medycyna nie zna sposobu na walkę z tą chorobą. Najpierw jest ból, szok, niedowierzanie. Bo czy można zaakceptować coś takiego? Załamani rodzice podnoszą się z kolan i składają córce obietnicę: „Będziesz miała piękne życie. Nie takie, jak inne małe dziewczynki, ale życie, z którego będziesz mogła być dumna. Życie, w którym nigdy nie zabraknie ci miłości”.
Jakby cierpienia było mało okazuje się, że dzidziuś, który roście pod matczynym sercem również jest zagrożony chorobą. Rodzice nie chcę badań prenatalnych, decydują się przyjąć to dziecko i kochać bez względu na stan jego zdrowia. Gdy na świat przychodzi Azylis cała rodzina szaleje z radości. Szczęście nie trwa długo, gdyż dziewczynka również cierpi na tę samą chorobę co jej siostra. Ale mała Azylis ma szansę na leczenie. Anne-Dauphine i Loïc podejmują kolejną walkę o zdrowie dziecka. I tak krążą między rożnymi oddziałami w szpitalu, a domem, w którym przecież czeka na nich syn. Przez cały czas rodzice uczą się od swoich dzieci – od Thaïs cieszenia się każdym dniem, od Azylis patrzenia na świat z zachwytem i zdziwieniem, a od Gasparda szczerości i dzielenia się z najbliższymi nawet najgorszymi informacjami. W pewnym momencie chłopiec mówi: „Śmierć nie jest straszna. Jest smutna, ale nie straszna.” Dla mnie to jedno z najważniejszych, ale i najtrudniejszych zdań z całej książki.
„Ślady małych stóp na piasku” to opowieść matki, która patrzy jak jej dziecko powoli gaśnie i odchodzi. W pierwszoosobowej narracji Anne-Dauphine dzieli się z czytelnikami najskrytszymi myślami i obawami. To jedna z tych książek, do których powinni dołączać paczkę chusteczek higienicznych. Co jakiś czas trzeba przerywać lekturę aby wytrzeć kapiące łzy. Pomimo trudnej tematyki historia Thaïs niesie ze sobą nadzieję, a nawet optymizm. Bo uśmiech przez łzy jest możliwy. Dopiero w najtrudniejszych chwilach docenia się drobiazgi. Anne-Dauphine i jej mąż naznaczeni zostali ogromnym cierpieniem, a mimo wszystko razem potrafili cieszyć się każdym dniem, pocieszali się wzajemnie, robili wszystko, aby ich dzieci miały piękne i niezapomniane dzieciństwo. Bo głównym bohaterem tej opowieści nie jest ani choroba, ani śmierć, ale miłość. Miłość, rodzicielska, małżeńska, dziecięca, przyjacielska. I choć z góry wiadomo, że historia Thaïs skończy się zbyt wcześnie, że dziewczynka umrze, to jednak w ostatecznym rozrachunku miłość triumfuje.
Polecam!