To bardzo dobrze napisany reportaż, nowość z końca czerwca 2018 roku w wydawnictwie Czarne. Bardzo dobrze zapowiadający się autor, moim zdaniem. Wie co chce napisać i ściśle dąży do obranego celu.Czytam tu i tam, że reakcją na tę książkę jest szok i wstrząs. Pomyślałam, że sama się przekonam skąd te skrajne reakcje. Przecież większość z nas na Księżycu nie mieszka, etatową budżetówką wyższego szczebla też są nieliczni, no a bogatymi biznesmenami tez mało kto pewnie. Każdy więc pewnie z czytelników spotkał się z pracą źle opłacaną, z mobbingiem albo z tzw. sektorem prywatnym, gdzie 'jak się nie podoba, to fora ze dwora' - powie szef.
No więc skąd ten szok na ten reportaż? Po przeczytaniu do końca doszłam do wniosku, że zdumienie wynika z naczelnej tezy autora realizowanej w treści konsekwentnie, iż takie nadużycia i system taniej pracy w Polsce to efekt systemowy, to wynik wdrażania w Polsce po 1989 roku systemu neoliberalnego. To tłumaczy autor pod koniec. W wywiadzie na końcu książki jest też mowa o tym, że możliwy był inny wzorzec - skandynawski. Natomiast model neoliberalny polega na tzw. wolnej amerykance, że rację ma silniejszy. Tak to tłumaczy książka. Dalsza teza jest taka, że system ten nie do końca się sprawdza, bo krzywdzi słabszych, a preferuje silniejszych. Chodzi o to, że ludzie mają skłonność do zła i gdy mogą to oszukują i szukają najtańszych sposobów, żeby wzbogacić się na najtańszym kosztem. W ten sposób całe miliony Polaków latami harowali za 'psi grosz' i bez żadnego zabezpieczenia'. Te właśnie nadużycia pokazuje książka. Stąd ta reakcja szokowa. Bo nauczyliśmy się, że stratni są nieudacznicy, a jeśli ktoś włoży wysiłek w to co robi i to kim jest, to nie spotka go wyzysk przez pracodawcę. A co jak pracodawca nie daje dnia wolnego, gdy się pracuje na czarno albo z pogwałceniem wszelkich praw pracowniczych? No to ludzie wstydzili się do tego przyznawać już nawet nie tylko inspekcji pracy, ale nawet rodzinie czy znajomym.
Przykłady wyselekcjonowane w książce pokazują, że praca tania albo praca bez urlopów albo praw pracowniczych dotyka różne grupy wiekowe i różne zawody. Zaczyna się od ochroniarzy-niepełnosprawnych. Znany przykład w całej Polsce. Ale już reportaż o niepłaceniu dziennikarzom? No to wywołuje niedowierzanie. I tak idzie dalej przez książkę. Okazuje się, że problemem jest brak inspekcji pracy, omijanie przepisów, trzymanie całych grup społecznych na pracach bez składek emerytalnych. Aż wreszcie wynikający z tych tekstów problem składek właśnie. Bo z jednej strony jeden z reportaży mówi o ogromnym obciążeniu miejsc pracy składkami dla pracodawcy, a z drugiej strony o zwolnieniach z tych składek całych firm. Z trzeciej strony jest budżetówka i cały sektor prywatny. Dwie kategorie.Tak to mówi reportaż. Czy ma słuszność? Trudno jest mi powiedzieć, bo trzeba by być ekonomistą. Nie wiem czy właściwy w Polsce byłby system amerykański czy skandynawski. Na pewno poruszyły mnie losy tej pierwszej kobiety, z wykształceniem wyższym, która zmuszona była do podjęcia pracy jako salowa. Potem jej stanowisko oddano firmie zewnętrznej, przez co nie dość, że zarabiała mało za dużo pracy, to w dodatku pozbawiono ją możliwości płatnych urlopów. Kobieta nie miała możliwości poddać się leczeniu guza i zmarła przed publikacją książki.
Inny poruszający mnie przykład to losy tego pana stróża, który latami musiał spłacać kredyt hipoteczny za zmarłego w wypadku syna! A komornik był na tyle miły, że rozłożył mu raty na 15 lat. Bez pensji żony, przy stróżowaniu po 20 godzin dziennie pan jest w stanie zarobić tylko na raty.
Szokiem jest przeczytać, że to co i nas w pracach spotykało jest systemowe, a nie zdarzeniem losowym, zbiegiem okoliczności albo wrednością pracodawcy. Że to wynik chorego systemu.
Moje pokolenie szło w dorosłość w czasach trudniejszych dla pracy niż teraz. Mieliśmy w ogłoszeniach tylko oferty zbierania ulotek albo bycie akwizytorem. Dlatego z mojego pokolenia kto mógł wyjechał za granicę w 2003. Tak, to jest mój rocznik. Potem część z nas brała kredyty hipoteczne, a część miała to szczęście, że albo 'wżenili się' do kogoś z dachem nad głową, albo 'im się ułożyło'. W każdym razie jakoś tak czas zleciał, że teraz mój rocznik stoi przed równaniem matematycznym: ile lat składek jeszcze do emerytury. Mało kto o tym myśli, ale jest nad czym myśleć.
Jest też istotna teza wspomniana w książce, iż nieprawdą jest, że w ustroju neoliberalnym wszyscy mają równe szanse. Że szanse zależą od wielu czynników, na które jednostka nie ma wpływu. To prawda namacalna, ale przez lata retoryka mówiła, iż to nieprawda, że chcieć to móc.
Zakończę stwierdzeniem, że książka otwiera miejsce to pytań bardziej niż daje na nie odpowiedzi. Ale istotne jest, ze te pytania zadaje, że daje pole do dyskusji. I bardzo dobrze, bo to problem, który dotyczy nas wszystkich.