Książkę Stryjkowskiego o przeżyciach Polaka w okupowanym przez Sowietów Lwowie chciałem już dawno przeczytać, nabyłem jakiś czas temu audiobooka, ale był tak fatalnie czytany przez Henryka Machalicę, że nie byłem w stanie słuchać. Ostatnio zatem zakupiłem książkę w wersji papierowej pięknie wydaną przez oficynę Austeria i zabrałem się do lektury.
Opowiada Stryjkowski historię Artura Salza, żyda mocno komunizującego w II Rzeczypospolitej, który we wrześniu 1939 r., ucieka z Warszawy przed Niemcami do Lwowa, okupowanego przez Sowietów. Tam pracuje w propagandzie, w redakcji 'Czerwonego Sztandaru' i przechodzi przyspieszony kurs sowieckiej indoktrynacji: nie tylko należało aprobować nowy ustrój, ale też aktywnie wyrażać dla niego swój entuzjazm. Jak mówi jedna z bohaterek książki: „Takiej niewoli jeszcze nie było, jak świat światem, takiej niewoli w historii nie było, żeby śpiewać, tańczyć, klaskać i chwalić niewolę jako wolność.” A rzeczywistość skrzeczała: głośniki na ulicach gadały bez przerwy o wyższości i wspaniałości ustroju sowieckiego, ale kolejki po chleb formowały się już w nocy. No cóż, tak się w Rosji Sowieckiej łamało charaktery i budowało nowego człowieka. Dla Polaków, nawet polskich komunistów było to nie do pojęcia, ale niektórzy się poddali, a kto się buntował, był aresztowany przez wszechobecne i wszechwładne NKWD. Po prostu upiorny dom wariatów.
Obrazek to nie nowy, czytałem o owej totalnej indoktrynacji w wielu książkach – 'Rok 1984' Orwella, 'Szepty' Figesa, w mało znanej a wartej lektury 'Dzieci rewolucji' Leonharda i kilku innych. Niestety, u Stryjkowskiego ów gwałt na narodzie opisany jest słabo. Napisane to rozwlekle, masa tam niekończących się dialogów, wiele opisów które wyglądają jak nieukończone szkice, czytało mi się zatem rzecz całą ciężko. Książka może być ciekawa jako paradokumentalny zapis owych strasznych czasów, ale wartość literacką ma nikłą.
Pisze we wstępie Piotr Paziński, że Artur Salz to alter ego Stryjkowskiego, niejasne jest zatem schowanie się pisarza za postacią Artura, mógł rzecz całą opublikować w formie wspomnień, a nie powieści. Zwłaszcza że druga część książki, 'To samo ale inaczej' opowiadająca o przeżyciach pisarza w ZSRR po ataku Niemiec, ma właśnie formę wspomnień i czyta się ją dużo lepiej od 'Wielkiego strachu'.
Na koniec pomyślałem ciepiej o audiobooku, może i interpretacja pana Machalicy nie była tak zła, tylko tekst słabiutki...