“Jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłeś?
Tego ci nie powiem, ale powiem ci o najgorszej rzeczy,
która wydarzyła mi się... o najstraszniejszej rzeczy...”
Peter Straub, „Upiorna opowieść”
Polscy czytelnicy kojarzą najczęściej nazwisko Petera Strauba z powieściami “Talizman” oraz „Czarny Dom”, które ów pisarz popełnił w duecie wraz ze Stephenem Kingiem. Jednak prawdziwym magnum opus Strauba jest niejaka „Upiorna opowieść”, wydana w kraju nad Wisłą na początku lat 90-tych i od tamtego czasu nie wznawiana. Nic zatem dziwnego, że wielu czytelników po prostu zapomniało, bądź nie wie, że Straub jest w stanie zaoferować znacznie więcej, aniżeli tylko takie tytuły, jak „Talizman”, czy „Czarny Dom”.
Milburn to małe spokojne miasteczko w stanie Nowy Jork. Akcja powieści koncentruje się na tzw. Stowarzyszeniu Chowder. Członkami tego stowarzyszenia jest grupa kilku podstarzałych panów, którzy z regularnością szwajcarskiego zegarka spotykają się wspólnie, aby opowiadać sobie wzajemnie straszne historie. I nie ważne, czy będą one autentyczne, czy zmyślone od początku do samego końca, ponieważ zasada jest tylko jedna: mają one być straszne. Pewnego dnia, w życiu Stowarzyszenia Chowder pojawia się tajemnicza kobieta, Ewa Galli, która, jak się później okaże, ma wiele imion i twarzy. Jej obecność zwiastuje śmierć i zniszczenie.
„Upiorna opowieść” jest swoistym literackim hołdem dla klasycznych opowieści o duchach, takich pisarzy jak Henry James, Algernon Blackwood, czy Nathaniel Hawthorne. Zresztą, Peter Straub, biorąc się za tą powieść, przerobił znaczną część angielskiej i amerykańskiej klasycznej literatury grozy, tak aby jego książka również była utrzymana w podobnym tonie. Zdaniem Stephena Kinga, „Upiorna opowieść” jest jedną z najlepszych powieści powstałych na fali „Dziecka Rosemary” i „Egzorcysty”, a które to były zwiastunami fali rozkwitu horroru w latach 80-tych ubiegłego wieku. Przyznam szczerze, że ja nie podzielam aż tak wielkiego entuzjazmu, co King. W utworze Strauba, teraźniejszość miesza się z przeszłością, jawa ze snem, w efekcie czego można się momentami w tym wszystkim pogubić. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, że jest tego zbyt dużo, co też wpływa znacząco na zniekształcenie odbioru głównego wątku. Klimat powieści budowany jest powoli i mozolne, ale za to z pieczołowitą starannością. Po dość żwawym prologu, czytelnik musi się dobrze uzbroić w cierpliwość, zanim historia opowiadana przez Petera Strauba nabierze rumieńców. Nie znajdziemy tu szybkiego tempa, ani nagłych zwrotów akcji, które tak często możemy odnaleźć we współczesnej literaturze popularnej. Dlatego też lojalnie uprzedzam wszystkich, którzy złaknieni są lawinowo pojawiających się mocnych wrażeń: „Upiorna opowieść” nie jest tego rodzaju literaturą. Emocje i napięcie dawkowane są odbiorcy stopniowo i bez żadnego pośpiechu. Tak jest w zasadzie przez całą książkę. Może jedynie finał tej powieści nieco mocniej potrząsa czytelnikiem. W paru miejscach, Straub wyraźnie wodzi odbiorcę za nos, podsuwając mu co bardziej absurdalne rozwiązania. „Upiorna opowieść” to przede wszystkim historia o zemście, noszącej wszelkie znamiona nadprzyrodzoności, ale jest to także opowieść o lojalności i męskiej, nieco ekscentrycznej przyjaźni. Niemal przez cały czas, nad utworem Strauba wisi ciężka atmosfera nie tyle grozy, co niesamowitości i oczekiwania.
Peter Straub w swojej „Upiornej opowieści” reaktywuje klasyczny motyw Ducha. Udaje mu się to połowicznie, bo mimo zachowanej formuły ghost stories, sama treść „Upiornej opowieści” bywa chwilami nużąca. Utwór tego amerykańskiego pisarza może przypaść do gustu osobom, które lubują się w klasyce literatury grozy. Natomiast czytelnicy, wychowani na tzw. nowym horrorze, mogą poczuć się nieco rozczarowani. Tak, czy inaczej, warto przeczytać, bo „Upiorna opowieść” zaliczana jest do żelaznego kanonu współczesnej literatury grozy.