Każdy z nas ukrywa jakieś własne lęki. Jeden chowa je przed światem, drugi przed samym sobą. Mogą to być lęki niepozorne i mało uciążliwe, ale bywają i paraliżujące, gdy sprzyjają im okoliczności. Racjonalne argumenty zwykle pozwalają spychać je na dno umysłu i żyć z nimi latami, a one czasem tylko cicho o sobie przypominają. Ale czy strach dałoby się całkowicie oswoić? A co, jeśli to wszystko, czemu nie dajemy przez lata wybrzmieć, w ciemności i głuchej ciszy nagle nas dogoni?
Roman i Julia, bezdzietne małżeństwo w średnim wieku, to twórcy gry “Wilki i czaszki”, która bije rekordy popularności. Teraz nadszedł czas na ich kolejny hit, jednak aby dopracować szczegóły swojej drugiej gry, potrzebują luzu i spokoju. Ich managerka, a jednocześnie siostra Julii, organizuje im pobyt na mazurskim odludziu - w wynajętej chatce mają poświęcić się pracy twórczej. Pewnego dnia na podwórzu posiadłości przy uroczysku pojawia się “Alex przez x” - postać co najmniej tajemnicza, która ma ze sławnymi małżonkami przeprowadzić wywiad do portalu internetowego.
Niestety nie wszystko tego popołudnia idzie gładko, a coraz bardziej duszna atmosfera miejsca, w którym podobno doszło do wielokrotnego morderstwa, uwalnia w każdym z bohaterów niepokój. Złowróżbne zajścia w okolicy i wyglądające na nieszczere zachowania okolicznej ludności, uwalniają lawinę zdarzeń, która rusza z hukiem po dosyć niespiesznym zapoznaniu Czytelnika z akcją.
Przez większość książki miałam wrażenie, że czytam powieść obyczajową i nie wiedziałam, do czego to wszystko będzie zmierzać. Istna sielanka, przetykana życiowymi rozterkami i potknięciami bohaterów, przyprawiona nutką niepokoju. Czy dałam się temu poprowadzić? Szczerze mówiąc czegoś mi w tej opowieści zabrakło, pomimo wprowadzenia ciekawych wątków historycznych i oryginalnemu pomysłowi na fabułę.
Znajdziemy w “Upierzu” sporo modnych wyrazów, aktualnie używanych przez młodzież: boomersi, dziadersi, “cringe” zamiast “obciachu” i wiele innych. Dla mnie było tego odrobinę za dużo, zwłaszcza, że słówka te były używane jakby trochę “na siłę” i przez osoby dobiegające czterdziestki, a nie nastolatków. Początkowo sądziłam, że to celowy zabieg Autora, aby właśnie tę młodą grupę Odbiorców przekonać do książki. Gdy akcja przeniosła się w lata 80, okazało się, że tutaj słownictwo również było dostosowane do swoich czasów, co odczytuję za jeden z większych atutów publikacji. Niestety nie zatarło to do końca jakiegoś mojego dziwnego uprzedzenia do Julii i Romana i do samego końca nie zapałałam do nich sympatią.
Czytając "Upierz" nieustannie wyczuwałam żal większości tych starszych bohaterów za ich utraconą bezpowrotnie młodością i beztroską. Niektórzy z nich uparcie trwają w pogoni za aktualnymi trendami, nie chcąc wypaść z obiegu. Te niezdarne próby wykiwania własnej metryki w moim odczuciu narażają ich raczej na śmieszność, niż uznanie.
Na każdego przyjdzie moment, aby zaakceptował swój aktualny status na osi czasów i pogodził się z tym, że stery świata stopniowo przejmowane są już przez młodszych. Wybór, czy zrobi to z godnością, czy będzie się szarpać w przegranej z góry walce, należy już do niego.
“Upierz” to powieść na wskroś współczesna, w której dzisiejsza większość Czytelników powinna się tematycznie nieźle orientować. Można w niej przeczytać zarówno o pandemii Covid-19, jak i o pomocy udzielanej przez polskich wolontariuszy ukraińskim uchodźcom po rosyjskiej napaści na ich kraj. Między akapitami czytamy o okrucieństwach tej wojny i o tym jak bohaterowie doświadczają dokładnie tych samych lęków, które przeżywał Czytelnik w ciągu ostatniego roku, śledzący wiadomości z frontu i widzący co dzieje się na dworcach kolejowych i autobusowych w Polsce. Książkę czyta się szybko, jest napisana niewymagającym językiem. Jak pisałam wcześniej, czegoś mi ciągle brakowało, jakiegoś pazura, głębszego przesłania, może adrenaliny i nawet po zakończeniu, nie wiem do końca co mam o “Upierzu” myśleć.