456 stron, podzielonych na 78 rozdziałów.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, Chicago i Dale City- w teraźniejszości, a retrospekcja obejmuje nastoletnie czasy Zoe w Maynard.
Narracja mieszana, bo i bohaterowie mają głos, ale i są opisywani przez zewnętrznego narratora.
Jest to thriller, wydawałoby się psychologiczny (autor też jest psychologiem kryminalnym), ale szczerze? Mało tu portretów psychologicznych postaci, z wyłączeniem mordercy, bo na tym opiera się książka. Jeśli chodzi o Zoe, to akurat mógłby być bardziej pogłębiony. Tak naprawę to niewiele wiemy o niej, poza tym, że ściągają ją koszmary demony przeszłości (dosłownie i w przenośni). Jest bardzo skupiona na pracy i że ma bliskie relacje z siostrą. Ogólnie, trochę płasko, a to i tak jedna z mocniej rozbudowanych tutaj postaci. Nie mogę tutaj pominąć zabawnie wykreowanej postać dziadka Marvina.
Akcja, toczy się szybko. Błyskawicznie się czyta. Cały czas coś się dzieje. Książkę przeczytałam w dwa wieczory. Czułam, jakbym oglądała film. Strasznie „amerykański” film. Jeden z tysięcy…
Nie sądzę, że zapadnie w pamięć na długo. Zanim zostanie wydany drugi tom, to pewnie zapomnę o całym cyklu. Końcówka dosyć sztampowa, by nie powiedzieć przewidywalna, bo fakt, można się jednak trochę zdziwić.
Niesmaczne/ obrzydliwe- makabryczne, to wszystko znajdziemy w treści, aczkolwiek nie uważam tego za wadę, bowiem tego wymaga fabuła, wg zamysłu. autora. Omer cały czas daje wskazówki, wyjaśnienia. Prowadzi czytelnika, dba o to, by się nie zgubić i nadążać za jego tokiem myślenia. Zaprasza w swoją podróż tak, by przejść razem sprawnie przez całą historię. Pilnuje porządku, nie miesza faktów, wszystko jest ładnie rozdzielona, a całość spójna.
Podobało mi się wyjaśnienie motywów głównych postaci. Czytelnik nie zostaje „z niczym”, co ja akurat cenię sobie w książkach. Pomysł super i przyznam z ręką na sercu, że blurb natychmiast mnie skusił. Czy obietnice z okładki zostały spełnione… To pozostawię ciekawości przyszłym czytelnikom. Na plus szerokie patrzenie na motywy mordercy. Przypadła mi do gustu perspektywa z punktu widzenia profilera. I to takiego z ogromną wiedzą, i przyjemnie się to czyta. Niemniej jednak, jakoś tak strasznie szybko padały pomysły i od razu znajdowały zastosowanie na najbliższych stronach. Jak na zawołanie. Jak się wczułam w styl Omera, odnosiłam wrażenie, że czytam jakby wyjaśnienie przed nastąpieniem akcji.
Niby wszystko ok, ale coś mi tu nie zagrało no. Nie zgrywa się z tym, co u mnie wpisuje się w ramy dobrego dreszczowca. Każdy szuka „swojego” klimatu w literaturze. Ja go tutaj akurat nie znalazłam. Fajna fabuła, ale nie czułam tutaj tego dreszczyku, nie przewracałam kartek z drżącą ręką. Czytałam jednym ciurkiem..
Ciekawa pozycja, ale włos nie jeży się ze strachu, prędzej z irytacji... Chociaż to trochę dziwne, bo książka jest mocna, bo brutalna, i taka „brudna”. Szkopuł chyba tkwi w budowie klimatu, który wpływa na odbiór ostateczny. Stąd nieco ambiwalentny stosunek.
Nie podobało mi się to, jak nagminnie ignorowano Zoe. Nie chce mi się wierzyć, że wszyscy byli tacy byli ślepi, w poważnych sprawach. Nikt nigdy nie wierzył czternastolatce, która zawsze musiała udowadniać swoje racje. Ile można… Czymś, co jeszcze zwróciło moją uwagę, to nieudolność policji (na pewno zorientujecie się, które dwa momenty mam na myśli). Pytanie, czy to było zamierzone…? Trochę niestandardowy opis autora na okładce, w zamierzeniu zabawny. Co do okładki ze skrzydełkami, to taka zwykła, chociaż w przyjemnej kolorystyce.