Paweł Ślusarczyk –pisarz z duszą poety – oddał w ręce czytelników kolejną powieść, której akcja rozgrywa się w bieszczadzkiej przestrzeni, z całym kolorytem miejsc i mieszkańców. Kryminał „Umarli mówią ciszej” autor okrasił szczyptą humoru.
Na komisariacie w Lesku pojawia się nowy członek załogi – Janusz Konkol, któremu w najbliższej sprawie partnerować będzie aspirant Magdalena Krab – dwudziestosiedmioletnia kobieta z problemem alkoholowym.
Janusz Konkol nie przeklina. Janusz Konkol wzywa wszystkich znanych sobie świętych w zależności od sytuacji. Myli nazwiska, z technologią jest na bakier, ale jego przenikliwość i dedukcja są zadziwiające. On wie, że „umarli mówią ciszej”.
Jest rozczulający swą bezradnością w sytuacjach, w których większość populacji czuje się jak ryba w wodzie (np. obsługa smartfona), ale to najdojrzalszy bohater w kategorii moralności i postaw. Żadne dziwactwa nie umniejszają prawemu podkomisarzowi.
We wsi Polańczyk dochodzi do morderstwa. Choć pozornie wszystko wskazuje na śmierć naturalną Bronchnalowej, sprawne oko Konkola dostrzega elementy wykluczające taką ewentualność. Zaczyna się śledztwo, którego nie ułatwiają osoby powiązane z denatką. Nikt nie mówi prawdy, każdy ma bowiem coś za uszami. Czy detektywi rozwiążą zagadkę? Łatwo mieć nie będą.
Fabuła obejmuje dwie linie czasu; jedna dotyczy wydarzeń z początku XXI wieku rozgrywających się w Zakładzie poprawczym w Przemyślu, druga dzieje się 2015 r. Jaki związek mają wydarzenia sprzed kilku lat z morderstwem siedemdziesieciosiedmiolatki?
Sprawa i jej finał są niezwykle zaskakujące.
Paweł Ślusarczyk porusza ważne tematy sytuacji młodzieży w zakładach poprawczych, alkoholizmu czy patologii. Powieść angażuje emocjonalnie szczególnie w kwestii losu mieszkańców poprawczaka, którzy są scharakteryzowani z zachowaniem właściwych proporcji. Inni (np. Krab czy Konkol) zostali celowo przerysowani, by uzyskać efekt humorystyczny.
Kryminał napisany lekkim, bardzo ładnym językiem z elementami czarnego humoru wciąga w ciekawie skonstruowaną fabułę. Autor wykorzystuje w dialogach styl charakterystyczny dla mieszkańców regionu co dodaje bohaterom autentyczności.
Lubię bieszczadzki klimat. W tym kryminale został on świetnie odmalowany, co skradło moje serce.
W epilogu Paweł Ślusarczyk otworzył swą poetycką duszę.Refleksje zebrał i złożył w piękne obrazy tworząc fragment w stylistyce gawędy. Do mnie przemawia tą częścią książki najbardziej.
„[...] Tak wiele niewiadomych atakuje każdego dnia, za każdym drzewem, w każdej wodnej głębinie. Jednak bieszczadzkie duchy już coś przewidują, już coś wiedzą...”
Czyżby autor szykował kolejny kryminał z podkomisarzem Konkolem?