Tytułowy Ollie z powieści Williama Joyce'a to zabawka. I to nie byle jaka zabawka, bo jest on ulubieńcem. Kiedy Billy był malutki mama samodzielnie uszyła mu tego ni to misia, ni to króliczka z dzwoneczkiem w miejscu serca. Między chłopcem, a pluszakiem rodzi się niesamowita więź. Spędzają ze sobą każdą chwilę. Pewnego dnia Ollie znika. Zostaje porwany przez wysłańców klauna Zozo – rozgoryczonej zabawki, która nigdy nie została ulubieńcem. Billie dzielnie wyrusza na poszukiwanie przyjaciela, a i Ollie dokłada wszelkich starań, żeby uciec Zozo i wrócić do swojego właściciela. Czeka ich wiele przygód.
William Joyce zaprasza nas w podróż do królestwa zabawek. Nawiązuje do wiary w to, że one żyją, czują, kochają, ale te z powieści „Zaginiony Ollie” również nienawidzą, zazdroszczą, złoszczą się. Krótko mówiąc zabawki prezentują cały wachlarz emocji. Ollie przywiązany do swojego właściciela, otoczony jego troską odwdzięcza się tym samym. Jest słodki, delikatny, miły, „przytulaśny”. Natomiast Zozo poznał co to jest samotność i odrzucenie za co mści się na innych zabawkach i ich właścicielach. Przez lata farba z niego oblazła, dlatego zarówno jego wnętrze jak i wygląd są odrzucające.
„Zaginiony Ollie” to powieść przygodowa, zarazem nostalgiczna. Jak już wspominałam Ollie i Billy przeżywają wiele przygód, ale te przygody malowane są w brązowozielonych barwach – dokładnie tak jak wydanie, które mam przed sobą (wyd. Poradnia K, 2022). Trochę, jakbyśmy oglądali stare zdjęcia w sepii.
Czytając książkę, zamiast akcji – która jest wartka – napawałam się emocjami bohaterów. I właśnie przez tą warstwę emocjonalną ta historia wydaje się bardzo ludzka, bardzo rzeczywista. W tym miejscu należy podkreślić, że William Joyce pisze poetycko acz bezpośrednio jak na standardy literatury dziecięcej. Kiedy opowiada o miłości, przywiązaniu jest słodko, a kiedy o złu to strasznie. Zozo jest typowym czarnym charakterem przesiąkniętym nienawiścią. Dlatego nie zdecydowałam się jeszcze przeczytać „Olliego” ze swoim przedszkolakiem, pomimo że chętnie sięgamy po dłuższe opowieści, a M. bardzo lubi kryminały dla dzieci. Widzę wasze skwaszone miny i słyszę, jak w waszych głowach rodzą się myśli, że za brutalnie, że nie dacie tej książki synowi bądź córce. Nie patrzcie na nią w takich kategoriach. Ma ona elementy powieści grozy, jednak – należy to podkreślić – dla młodych czytelników, a do tego niesie wiele mądrości. Ważne, żeby nie podsunąć jej dziecku za szybko, żeby odpowiednio ocenić wrażliwość pociechy.
Ponieważ nie zdecydowałam się przeczytać „Zaginionego Olliego” mojej córce i nie mam jej opinii, spróbuję zastanowić się, czy mi, jako dziecku, mogłaby spodobać się taka książka. Myślę, że tak. Lubiłam literaturę przygodową i lubiłam książki emocjonalne, a tego William Joyce zapewnia bardzo dużo. No i od zawsze ubóstwiałam powieści z dreszczykiem. Dlatego zachęcam do sięgnięcie po „Olliego”. Z rozwagą, z uwzględnieniem charakteru dziecka, ale sięgnięcia.