“Kości, które nosisz w kieszeni” Łukasza Barysa to powieść z Paszportem Polityki za 2021 rok i jak przystało na nagrodzoną książkę, zrobiła na mnie duże wrażenie i to niewątpliwie za sprawą ukazanego w niej małomiasteczkowego, prowincjonalnego życia, szczerze, bez upiększeń, w całej swej porażającej brzydotą formie.
Książka Barysa to opowieść o nastoletniej Uli i biedzie. Tak, bieda jest towarzyszem życia dziewczyny. Jest obecna w jej rodzinnym domu, ciasnym, niezasobnym, lichym, zamieszkiwanym przez jej rodzinę - matkę utrzymującą trójkę dzieci z pensji kasjerki w Biedronce, babkę, starą i schorowaną oraz pleśń pęczniejącą na suficie. Dziewczyna ma świadomość swojego statusu - osoby pochodzącej z biednej rodziny; niechcianej, odrzucanej i wyśmiewanej przez rówieśników (“Ula śmierdziula”). Jednak Ula, bez epatowania nieszczęściem i użalania się nad sobą, opowiada o swoim życiu. Bez emocji zatem relacjonuje pojawianie się kolejnych “tatuśków”, których matka, spragniona miłości, sprowadza do domu. Tak samo mówi o umierającej na raka babce, nie szczędząc fizjologicznych szczegółów czy o Waci - koleżance babki, “meliniarze”, alkoholiczce, bitej przez syna, która miała “kiełbie we łbie i cementowa zasmażkę zamiast mózgu” . Taki jest po prostu świat, w którym przyszło jej żyć - świat pełen biedy, brzydoty, szpetoty i.. kości. Bo te, oczywiście, niejednokrotnie pojawiają się w utworze - brązowe, poplamione, kości zwierzęce na podwórku i w kieszeni młodszej siostry; kości na cmentarzu; trzaskające kości w ciele babki; źródło Pabianki, które wybiło w kościach i na koniec, jakby zamykająca klamrą utwór, “koścista lista obecności”, na którą Ula wpisała się nieżyjącemu już dziadkowi, grzebiąc zwłoki psa.
Debiutancka powieść Barysa to także swoista wędrówka po Pabianicach, bo tam właśnie umieścił autor akcję swego utworu, pełna wspomnień o pabianickich postaciach takich jak Dora Diamant od Kafki, księżniczka Pabianka, Tereska z filmu „Cześć Tereska”. Razem z Ulą wędrujemy zatem ulicami tego miasta, mijamy dawne manufaktury żydowskich i niemieckich fabrykantów, centrum czyli dom handlowy “Trzy Korony”. Poznajemy też inną stronę miasta, ciucholandy, w których za grosze kupuje ubrania (drapiące i śmierdzące) dla rodzeństwa, skwerek meneli, ulicę Piękną, “piękną na zasadzie ironii”, a tak właściwie to pełną obskurnych kamienic, zamieszkałych przez miejską biedotę, no i cmentarz. Cmentarz jest w ogóle szczególnym miejscem dla Uli, tam bowiem, zamiast na zajęciach pozalekcyjnych np. z tenisa, spędza swój wolny czas, przyglądając się bogatym nagrobkom potentatów pabianickiego włókiennictwa skontrastowanym z plastikową obudową grobu dziadków. Tam też “poznaje” swoją najlepszą koleżankę, 15-letnią, dawno zmarłą Mariannę Kindler córkę fabrykantów, z którą się ”spotyka”, “rozmawia”, by w końcu “śmiertelnie” na nią się obrazić…
Takie łączenie świata realnego z onirycznymi, magicznymi wizjami, jawy ze snem, odwiedzinami zza grobu, pojawia się kilkakrotnie w powieści, pogłębiając i tak już obecną w niej ciężką, niespokojną, przytłaczającą atmosferę z wszechobecną śmiercią, umieraniem, odchodzeniem.
Ciekawy jest też sposób prowadzenia narracji w powieści. To Ula jest tu nastoletnim narratorem, ale zdarza się, że autor jakby o tym zapominał, snując rozważania daleko wykraczające poza mentalność i przeżycia dziewczyny. Narracja staje się wtedy dojrzalsza i ciekawsza, refleksje bardziej dociekliwe i błyskotliwe, niezwykle trafnie komentujące rzeczywistość. Trochę przypomina mi to sytuację z książki Zawady “Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”, w której to dziecięcy narrator tłumaczy świat z perspektywy dorosłego, dojrzałego człowieka o sporym doświadczeniu życiowym. Zresztą dostrzegam pewne podobieństwo między bohaterami obu książek - Ulą i Franciszkiem, obydwoje mierzą się ze swoim trudnym losem, na który nie narzekają, ale przyjmują z pokorą.
I na koniec jeszcze kilka słów na temat języka powieści - jest on niby zwykły, codzienny, ale barwny, pełen niebanalnych, obrazowych, metafor. Do tego dochodzi ironia oraz pojawiający się gdzieniegdzie czarny humor i towarzyszący mu śmiech przez łzy. Taka to smutna, gorzka, ale prawdziwa i przejmująca swoją surowością, opowieść o Polsce B i ludziach zmagających się ze swoim życiem - szarym, biednym, pełnym trosk i kłopotów.
Polecam.