Autor jawi się nam w tej pracy jako zagorzały przeciwnik zadawania dzieciom pracy domowej, co dzieje się, nie tylko w amerykańskiej szkole, już od najmłodszych lat (zdarza się niekiedy, że i przedszkolaki odrabiają lekcje w domu). Kohn wykazuje, że nie istnieją wiarygodne badania wskazujące na to, że systematyczne odrabianie lekcji pozytywnie wpływa na stan wiedzy i wyniki uczniów; podkreśla, że obowiązek wykonywania zadań domowych nadmiernie obciąża uczniów i ich rodziców, utrudnia dzieciom wypoczynek i poświęcanie się własnym pasjom, dezorganizuje życie domowe i prowadzi do konfliktów - trudno nie westchnąć nad informacją, że dzieci ankietowane na temat tego, jakie metody stosują przy odrabianiu lekcji, w większości odpowiadały coś w stylu: "ja piszę (lub rachuję), a rodzice na mnie krzyczą". Zadania domowe są jedną z głównych przyczyn wewnętrznych niesnasek i sporów w rodzinie, wywołują zmęczenie i agresję - a także bezradność - zarówno u dzieci, jak i dorosłych. Nic dziwnego, że rezygnacja z nich - dowodzi autor - może wręcz poprawić motywację uczniów, a przynajmniej zwiększyć ich zadowolenie z życia (i ze szkoły i nauczycieli).
Przy okazji Kohn demaskuje różnorakie niewyrażone założenia stojące za powszechną akceptacją zadań domowych - od braku refleksji, który sprawia, że nauczyciele i rodzice przyjmują pracę domową dzieci jako coś naturalnego, bo "zawsze tak było", poprzez uznanie rywalizacji i dążenia do sukcesu jako naturalnych w edukacji, przez co rodzice często domagają się jeszcze więcej zadań dla swych pociech w nadziei, że zapewni im to lepszą pozycję w szkolnym wyścigu szczurów (przypomnijmy raz jeszcze, że nie ma twardych dowodów na to, że to działa), aż po mit "ciężkiej pracy", do której dzieci powinny się przyzwyczajać od najmłodszych lat - skoro jako dorośli często będą wykonywać nudne, niewdzięczne i niekoniecznie sensowne działania, to zacznijmy je do tego wdrażać wcześnie, w końcu takie jest życie. Autor wskazuje też, że za przywiązaniem do mitu pożytecznej pracy domowej stoi w wielu przypadkach chęć zajęcia dzieci czymś konstruktywnym - wszak nadmiar wolności to po prostu lenistwo i z pewnością może (musi?) być szkodliwy. Przypomina to wiktoriańskie napomnienia, by młode panienki nieustannie zajmowały się robótkami ręcznymi, bo wtedy nie czytają nieodpowiednich książek i nie fantazjują. Wszystko to sprawia, że nauczyciele próbujący zrezygnować z zadawania prac lub przynajmniej zmniejszyć ich ilość napotykają na opór instytucji szkolnych, przełożonych, otoczenia i samych rodziców.
Kohn radzi zredukować pracę uczniów w domu. Za właściwą uznaje lekturę, zwłaszcza książek wybranych samodzielnie przez dzieci, a także wszelkie prace, które uczniowie wykonują jako część szkolnych projektów i przygotowania do lekcji, to znaczy przedkłada indywidualne lub grupowe badania i poszukiwania nad mechaniczne wykonywanie monotonnych, jednakowych ćwiczeń.
Książka do przemyślenia dla każdego praktykującego nauczyciela, zwłaszcza pracującego z młodszymi dziećmi.