„Refren poranka” to druga część serii „ Pieśń Alaski” amerykańskiej pisarki książek z gatunku Christian fiction - Tracie Peterson. „Preludium brzasku”, tom otwierający trylogię, przeczytałam pod koniec 2012 r. i choć powieść nie powaliła mnie na kolana, to jednak z wielką przyjemnością wróciłam do Sitki.
Akcja „Refrenu poranka” rozpoczyna się osiemnaście lat po wydarzeniach kończących „Preludiom...”. Dalton, syn Lydii, jest już młodym mężczyzną. Chłopak wie, że Kjell jest jego ojczymem, a historia rodzinna jest bardzo skomplikowana. Młodzieniec wymusza na matce zwierzenia dotyczące jej życia przed Sitką. W ten sposób dowiaduje się o brutalnym i okrutnym ojcu oraz bezdusznym przyrodnim rodzeństwie (przy okazji przypomniałam sobie o co dokładnie chodziło w pierwszym tomie). Dalton przeżywa prawdziwy szok, jednak dobre serce nie pozwala mu do końca uwierzyć w opowieść matki. Chłopak jest przekonany, że każdy może się zmienić na lepsze. Wkrótce będzie miał okazję osobiście poznać braci i siostrę...
Mniej więcej w tym samym czasie wraz z rodziną na Alaskę przeprowadza się młoda, śliczna i utalentowana flecistka Phoebe. Niemal natychmiast dziewczyna staje się obiektem westchnień wszystkich młodzieńców z miasteczka. O jej względy zaczynają również rywalizować Dalton i jego najlepszy przyjaciel Juri...
„Refren poranka” to udana kontynuacja serii „Pieśń Alaski”. Jak dla mnie oba tytuły trzymają ten sam poziom, choć jestem skłonna przyznać, że „Refren…” czytało mi się odrobinę lepiej. A może wiedziałam już czego spodziewać się po autorce i miałam bardziej pozytywne nastawienie do powieści? Z przejęciem śledziłam perypetie Daltona, który jest bardzo sympatycznym bohaterem. Przy okazji chłopak ma charakter i okazał się dla mnie bardziej wiarygodną postacią niż jego idealni rodzice. Również Phoebe dała się lubić, szczególnie w chwilach, kiedy pokazywała, że jest nie tylko dobrze wychowaną panienką, ale potrafi tupnąć nóżką i postawić na swoim.
Niestety autorce nie udało się uniknąć kilku schematycznych wpadek, a momentami atmosfera powieści jest tak idealna, że aż irytująca, ale w ogólniej ocenie nie ma to większego znaczenia. Bo książki Tracie Peterson pisane są ku pokrzepieniu serc. Głównym tematem powieści jest miłość i przyjaźń, a także skomplikowane relacje międzyludzkie. Autorka udowadnia, że zawsze warto być przyzwoitym człowiekiem, a dobrym sercem można zdziałać wszystko. Polecam!