„Czasami milczenie ma sporo zalet; ci, którzy nie gadają zbyt wiele, wiedzą, jak milczeć. I przede wszystkim- kiedy”*
Nina Blazon jest niemiecką pisarką. „Władczyni snów” jest jej kolejną powieścią, która niezwykle kusi opisem i antyutopijną wizją Nowego Jorku. Jako że dzieło nie jest debiutem moje wymagania, co do treści wzrosły.
Jay jest typowym nastolatkiem. Poznajemy go niedługo po przeprowadzce z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. Chłopak jest nieco zagubiony w zaistniałej sytuacji. Niedługo potem pojawia się tajemnicza Madison, która z magnetyczną wręcz siłą przyciąga głównego bohatera. Oczywiście doprowadza to do sytuacji, gdy Jay za wszelką cenę stara się zbliżyć do dziewczyny. Początek powieści to niemalże schematyczny młodzieżowy romans. Dopiero, gdy pojawia się Ivy akcja się rozwija.
Głównym bohaterem powieści jak już wcześniej wspomniałam jest Jay. Nastolatek jest dość naiwną postacią. Niby jest ostrożny, ale wierzy we wszystko, co mu się podsunie pod nos. Kreowany jest na wrażliwca, który wciąż cierpi po utracie ojca. W rzeczywistości nadzwyczaj łatwo przystosowuje się do sytuacji, a w chwilach, gdy wszystko idzie po jego myśli reszta świata się nie liczy. Wcale nie ma miękkiego serca czułego na miłość. Jest po prostu kolejnym, który uwielbia lecieć na dwa fronty. Krótko mówiąc Jay zdecydowanie nie jest postacią z typu tych, za które przez cały czas trzymamy kciuki i pragniemy dla nich jak najlepiej. Kreacja tego bohatera pozostawia wiele do życzenia. Idźmy jednak dalej...
Madison, czyli obiekt westchnień głównego bohatera. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron kreowana jest na postać intrygującą i tajemniczą. Niestety ten zabieg niezbyt się powiódł. Dziewczyna sprawia wrażenie infantylnej i okropnie nudnej. Dopiero po pewnym czasie możemy odkryć prawdziwe, niekoniecznie dobre, oblicze postaci, które jest dużo bardziej interesujące. Mimo mdłego początku im głębiej w las...tym lepiej.
Kolejną bohaterką jest Ivy. Myślę, że jest to chyba najlepiej wykreowana przez panią Blazon postać. Jako jedyna, od momentu pojawienia się na kartach powieści, wnosi niewysłowiony dynamizm i dzikość. Tym razem jest to osoba, nad której pochodzeniem i zamiarami zastanawiamy się przez sporą część „Władczyni snów”. Ivy to najmocniejszy charakter, bo oryginalny i prawdziwy do szpiku kości.
Akcja powieści rozwija się bardzo powoli. Początkowe wydarzenia sprawiają, że wciąż się zastanawiamy, kiedy zacznie się powieść z opisu. Niestety to, co najciekawsze rozpoczyna się dopiero, gdy przebrniemy przez błahą, ale sporą, cześć. Najistotniejsze i najbardziej wciągające wątki rozgrywają się dopiero po dobrych kilkudziesięciu stronach. One same lecą na łeb na szyję, jakby autorka chciała już skończyć, a szkoda. Pomysł był naprawdę niezwykły i nowatorski. Jeżeli magiczna część byłaby bardziej rozwinięta powieść czytałoby się lepiej. A skoro pani Blazon tak pozostawiła sprawę mam pewne uczucie niedosytu. Naprawdę doceniam koncept, jednakże jego potencjał został niewykorzystany.
„Do tej pory sądziła, że nienawiść niezbyt różni się od miłości, ale zmieniła zdanie. Miłość to ciepły powiew, to powietrze i czystość. Nienawiść to rozszalały huragan.”**
Język w powieści jest prosty i młodzieżowy. Styl pisania autorki jest jednak na swój sposób inny i ciekawy. Liczne powtórzenia mające podkreślić wagę słów oraz to coś, czego nie da się określić to cechy pisarstwa Blazon.
Okładka książki zdecydowanie zachęca do przeczytania. Hipnotyzująca zieleń dominująca na oprawie nie daje o sobie zapomnieć. Tutaj graficy spisali się na medal. Środek powieści pod względem wydawniczym nie jest już jednak tak wspaniały. Pierwsze, co rzuca się w oczy to czcionka, która jest dość niewygodna. Kolejny mankament to liczne literówki, które psują przyjemność czytania.
„Władczyni snów” mimo sporej ilości wad nie jest złą książką. Jednak autorkę, która nie jest debiutantką powinno stać na coś więcej. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że czytało mi się dobrze i lekko. Powieść poleciłabym wytrwałym, którzy gotowi są przebrnąć przez nieciekawą część by dotrzeć do tej fascynującej i magicznej.
*str. 30
**str. 266