Norweski pisarz i muzyk Carl Frode Tiller przekazuje czytelnikom swoją kolejną książkę. W "Ucieczce" podobnie jak w "Początkach" diagnozuje rodzinę i kryzysy więzi między ludźmi. Robi to jednak w inny, bo zaskakujący formą, sposób.
Dla Elisabet i Sakariasa to będą pierwsze święta bez syna. Czy na pewno bez niego?
Tragiczny wypadek, odebrał życie dwunastoletniemu Johannesowi. Powieść zaczyna się w Wigilię, gdy rodzice chłopca wracają do swoich domów po spotkaniu na cmentarzu. Jednak wydarzy się coś, co sprawi, że wieczór i noc spędzą razem.
Po śmierci syna drogi rodziców rozeszły się. Jest to przecież opowieść o ucieczce. Ucieczce od tragedii, od żałoby? Chyba tak, bo w końcu każde z małżonków zaczyna zajmować się swoimi sprawami. Mieszkają osobno, mają własne życie. Sakarias intensywnie pracuje w muzeum. Czas jest gorący, bo przygotowuje wystawę związaną ze staroskandynawską sagą, wystawę poświęconą odkryciu „Mężczyzny ze studni” w Sverresborgu. Elisabet ucieka w alkohol i muzykę, gra na pianinie, słucha Bacha.
Podczas spotkania dochodzi do niezwykłego zjawiska, które daje rodzicom możliwość obcowania z nieżyjącym synem. Powstaje coś w rodzaju portalu łączącego świat zmarłych ze światem żywych. Zjawisko jest na tyle niesamowite, że pozwala na przenikanie się jaźni. Dzięki temu rodzice mają szansę zrozumieć dwunastolatka i jego kształtującą się osobowość, poznają problemy, którymi nie zdążył się z nimi podzielić (dlaczego?). Otrzymują również szansę na zrozumienie siebie nawzajem i na pogodzenie się ze stratą.
Piszę o szansie na zrozumienie, ponieważ odnoszę wrażenie, że Sakarias i Elisabet wcale nie chcieli samotnie spędzać Wigilii. Podświadomie szukali pretekstu do wzajemnego towarzystwa. Czy uda się im odbudować związek?
Na uwagę zasługuje pomysł Tillera na tę powieść. Niezwykły jest zamysł dotyczący narracji. Troje narratorów, przenikające się płynnie i nieoczekiwanie narracje, trzy perspektywy - ten zabieg daje niezwykłe doświadczenie czytelnicze, pozwalające wniknąć w sposób myślenia i percepcji trojga bohaterów. Wszystko wydaje się takie nierzeczywiste, nieracjonalne a jednocześnie wabi nadzieją.
Kolejna sprawa przyciągająca moją uwagę to opisy. Już na samym początku przeżyłam duchową ucztę, czytając opis gry Elisabet na pianinie. Bohaterka relacjonuje swoje uniesienia, których doświadcza, wygrywając ulubiony utwór syna. Niemal słyszałam dźwięki, niemal czułam to, co czuła ona. I to połączenie literatury i muzyki! W tym miejscu konieczny jest powrót do kompozycji powieści. Elisabet gra fugę i kompozycję fugi zdaje się zastosował w swej książce Tiller (wielogłos, ucieczka, koda - tu klamra).
Powieść oryginalna w formie, porywająca sposobem ujęcia tematu traumy wywołanej śmiercią dziecka zwraca uwagę na istotę rodzicielstwa a także związaną z nim koniecznością pielęgnowania relacji ludzi będących w związku i rodziców z dziećmi.
Tiller nie podaje łatwej lektury, jednak jakże refleksyjną i dobrą literacko. Czytałam długo, wchłaniając każde zdanie. Nie raz i nie dwa zatrzymywałam się, by przemyśleć fragment.
Polecam każdemu, kto jest ciekawy pełnej metafizycznych doznań powieści o ludziach, którzy próbują rozliczyć się z przeszłością, o sensie życia, miłość i śmierci.
Wyrazy uznania należą się tłumaczce Katarzynie Tunkiel.