Mogłoby się rzec, że kulinarna strona powieści jest dopełnieniem romantycznej historii. Sądzę jednak, że to właśnie miłosna historia jest dopełnieniem kulinarnej strony. W końcu, mamy pokochać Wenecję, nie Marlenę i Fernando.
Pokochać to mało powiedziane. Wenecja jest jak Księżniczka, niby irytuje, lecz nie możesz przestać o niej myśleć. Wracasz do niej myślami, by w końcu na zawsze pozostać w jej ramionach. Zauroczenie, miłość od pierwszej strony, pierwszej opowieści o słonecznym mieście - to właśnie dzieje się z czytelnikiem, gdy zapragnie poznać "Tysiąc dni w Wenecji". Niech nie zgubi was zachęta na tyle okładki, niech nie przestraszy was nawiązka do romansu. Bowiem książka ta ma w sobie o wiele więcej niż może się wydawać. A przede wszystkim, szykujcie się na chęć natychmiastowej zmiany miejsca zamieszkania. Któż by się oparł tak pięknym urokom?
Wrażenie prażącego słońca, niebiańskich zapachów, a już nawet wyśmienitej uczty nie ominie was przez całą powieść. Głębokie spojrzenia, czułe gesty, zarazem miłość tryskająca zewsząd. Powolnie płynący czas, inna mentalność włochów, ich tradycje i zachowanie. Cudowne opisy targów, pichcenia, włoskich obyczajów czy podróży włoską gondolą. I aż mnie dziw nie bierze, że i Marlena dała się skusić na bogactwa płynące z tego cudownego miejsca. Gdybym i ja miała taką okazję, wnet rzuciłabym wszystko by samej poznać uroki weneckiego życia.
Bohaterka rzuciła wszystko, w kwiecie wieku, gdy dzieci odchowane, gdy ustabilizowała się i wyremontowała mieszkanie nagle, podczas swoich kulinarnych podróży, poznaje Fernanda, wenecjanina, w którym zakochuje się bez pamięci. Gdzie tu ukryte "rzuca wszystko"? A no, sprzedaje mieszkanie, pakuje manatki i przeprowadza się z Ameryki do Wenecji. Dość śmiały plan, nieprawdaż? Nie zna ukochanego, nie wie nawet w jakich warunkach on mieszka. Lecz, gdy w grę wchodzi prawdziwe uczucie dlaczego zastanawiamy się nad dobytkiem? Przecież, nie zakochujemy się w domie, lecz w osobie. I tak właśnie uczyniła Marlena.
Ich związek jest dojrzały, trochę idylliczny, wręcz można powiedzieć bajkowy. W pewnym momencie życia spotykają się i gotowi są rzuci się w żar uczucia tak szybko zrodzonego między nimi. I tu nie chodzi, kto jest w gorącej wodzie kąpany. Otóż nie, oboje są dorośli, przeżyli swoje i już wiedzą, czego pragną od życia. Wchodząc w ten związek są w zupełności świadomi konsekwencji, a przede wszystkim daru, jaki za sobą niesie. Autorka pokazuje, że miłość nie tylko płata figle, lecz potrafi nadal być romantyczna, niespodziewana, dojrzała i pełna tajemniczych gestów. Czasem gesty wyrażają więcej niż tysiąc słów.
Odchodząc od wątku miłosnego, a wróciwszy do Wenecji, nad którą teraz się tak rozpływam, muszę powiedzieć, że zmyślnie wprowadzone opisy potraw kulinarnych, zabytków czy zwykłego, codziennego życia wenecjan powoduje tak warstwę realistycznej otoczki, która bardzo mi się podobała. Zapachy to mi ze strony wychodziły powodując takie burczenie w brzuchu jak nigdy. Cudowne opisy zabytków, miejsc, ulic, po których poruszają się bohaterowie czyni tą powieść wyjątkowo wciągającą. Autorka opisuje to wszystko z taką miłością, iż w końcu i my czujemy wszystkie emocje równie głęboko co ona.
Jestem zauroczona, wyjątkowo chętna do opuszczenia domu (nawet w tej chwili!) jak nigdy dotąd. Zaskoczyła mnie ta powieść bardzo i gorąco polecam ją wszystkim do czytania. Zaznaczam jednak, aby nie czytać jej na pusty żołądek. Ssanie będzie nie do wytrzymania. Dodam jeszcze tylko, że słówka włoskie to wspaniałe dodatki sprawiające wyjątkową atmosferę powieści.
„Życie we dwoje nigdy nie oznacza, że wszystko dzieli się na pół. Trzeba na zmianę dawać i brać, raz więcej, raz mniej. To nie to samo, co zgoda na zjedzenie kolacji poza domem, kiedy nie ma się ochoty wychodzić, ani ustalanie, kto tego wieczoru będzie masowany olejkiem z nagietka. W życiu pary zdarzają się okresy, które moim zdaniem przypominają nieco nocną wartę. Jedna osoba czuwa, często bardzo długo, i zapewnia spokój drugiej, która dzięki temu może nad czymś pracować. Nad czymś co jest ciężkie i najeżone kolcami. Jedna osoba wchodzi w ciemność, a druga pozostaje na czatach, by sprawować pieczę.”