Życie Nell jest cudowne. Ma wspaniałego chłopaka - Kyle'a, rodziców, przyjaciół. Snuje poważne plany na przyszłość u boku ukochanego, ale coś staje im na drodze. Kyle ginie w tragicznym wypadku, którego dziewczyna jest świadkiem, mogłoby się wydawać, że można umrzeć od samego myślenia o przeżyciach tak młodej osoby, która swoją niewinnością rozbrajała każdego człowieka o jakichkolwiek uczuciach. Na pogrzebie swojego chłopaka poznaje starszego brata, który mieszka w Nowym Jorku. Przyciągnęły ją do niego niesamowicie niebieskie oczy. Kilka lat później Colton spotyka dziewczynę swojego zmarłego brata grając na gitarze w parku. I od tego zaczyna się ich niebezpieczna przygoda. Oboje uciekają od duchów przeszłości do tragicznych postępków. Myślą, że ból jest dobry, jest ucieczką od codzienności, myśli, miłości. Będą starali się sobie pomóc, podnieść się na nogi, ale czy im się uda?
Książka była dla mnie sporym zaskoczeniem. Zaczęłam ją czytać i było mi naprawdę trudno przebrnąć przez pierwszą połowę, kiedy został nam odsłonięty rąbek tajemnicy życia Nell i Kyle. Nie było to ani przyjemne, ani fascynujące. Mogłabym spokojnie ominąć każde słowo i zdanie, które zostało napisane w części o życiu z doskonałym chłopakiem. Bo powiedźmy sobie szczerze, ale doskonałość jest oklepana.
Tak samo jak pierwsza miłość Nell, która według mnie była wymuszona i była zwykłym przyzwyczajeniem do wspólnego życia. Strasznie to odstrasza od dalszych losów głównej bohaterki, ale da się przez to przebrnąć. Było coś zachęcającego w początku, że nie porzuciłam powieści i jak najszybciej uwinęłam się z czytaniem jej. Dopiero, kiedy Colt pokazał się na pogrzebie zaczęło robić się naprawdę ciekawie.
Nell z początku jest trochę nudna i irytująca. Nie powala też swoją siła i odwagą. Dopiero w drugiej części można powiedzieć, że przeszła prawdziwą metamorfozę. Niestety, pod względem jej zachowania była ona na gorsze, bo dziewczyna się stoczyła, ale uważam, że stała się mocną i odważną młodą kobietą. Nie radziła sobie z przeszłością i poczuciem winy, ale miała jeszcze Coltona. Jednak on też nie miał różowego życia. Był straszy, ale żył w cieniu swojego idealnego brata. Miał swoje na sumieniu, był przerażający, niebezpieczny, gwałtowny, ale zarazem kochający, opiekuńczy i uroczy. Nie zakochałam się, ale obdarzyłam go wielką sympatią.
Język nie jest jakiś zabójcza, pozostawia wiele do życzenia. Na mój gust brakuje kilku rozwinięć, były niedociągnięcia, za mało o uczuciach, które rodziły się pomiędzy bohaterami. Za dużo było o nieżywym chłopaku, który jako człowiek nie przysłużył się do powstania powieści, ale jego śmierć była tylko kluczowa. Sam pomysł bardzo oryginalny, dał powiew świeżości do gatunku. Przede wszystkim postaci nie są idealne, mają swoje uzależnienia, słabości, wady. Jest to po prostu prawdziwe
Brakowało mi kilku wątków, ale bardzo mi się podobało. Widać, że jest to pierwsza powieść. Co do dalszych części jestem trochę zniesmaczona, że wydawnictwo dwie kolejne tomy są podzielone na pół, czego nie jestem w stanie zrozumieć.