Finley to najzwyklejszy w świecie chłopak, który ma ciężkie przeżycia za sobą, małomowny, spokojny i najbardziej na świecie kocha koszykówkę. Wraz ze swoją dziewczyną-przyjaciółką poza sezonem ćwiczą zaciekle do gry, a w jego trakcie skupiają się tylko i wyłącznie na niej. Kiedy chłopak dostaje nietypową propozycję od swojego trenera, żeby pomóc dziecku jego przyjaciół, zgadza się, ponieważ prosi o to jego trener. Pod jednym warunkiem: nikt nie może poznać prawdziwej tożsamości Russa. Młody zawodnik wydaję się do tego zadania wprost stworzony, więc nie pozostaje mu nic, niżeli zmierzyć się z wielkim, czarnym prototypem robota przybyłego z kosmosu, bądź młodego czarodzieja czekającego na wymarzony list z Hogwartu. Tak właśnie zaczyna się największa podróż, ku dorosłemu życiu.
W trakcie czytania można postawić sobie jedno, zasadnicze pytanie: Kto w naszym życiu jest ważniejszy? Drugi człowiek, przyjaciel, ostoja, jedyna osoba, która, mogłoby się wydawać, trzyma nas przy ziemi czy cała drużyna, klasa, społeczeństwo, którzy nieważne w jaki sposób, ale nas zauważają? Myślę, że ta powieść właśnie rozwieje jakiekolwiek wątpliwości, ponieważ to pytanie ludzkość zadaje sobie od kilkudziesięciu lat, kiedy to psychologia i inne dziedziny tej nauki stały się modne, a panowie w śmiesznych garniturach poczęli wygłaszać przeróżne, nic nie warte, wykłady.
Do Poradnika obserwatorów gwiazd podeszłam z uprzedzeniem i ostrożnością, ponieważ już wcześniej spotkałam się z tym autorem w Poradniku pozytywnego myślenia, który był lekki, ale nudny. Podejrzewam, że na nazwę książki ogromy wpływ miała pierwsza powieść pana Quicka wydana w Polsce, ale nie o tym teraz. Nie tylko z rezerwą, ale także z lekką niechęcią pokonywałam pierwsze strony książki, zaciekle dociekając co to ma znaczyć? Czy ta książka to jakiś żart, to ma być światowy bestseller? Byłam zrozpaczona, ale wszystko się zmieniło.
Mniej więcej w połowie książki, jakbym trafiła na jakiś przycisk, wszystko potoczyło się inaczej. Jakbym dopiero teraz włączyła odpowiedni film (książkę) i wreszcie poczułam prawdziwą ulgę, bo mogłam stwierdzić, że jest to materiał wart swojej ceny. Każdy rozdział pokonywałam coraz szybciej i szybciej, aż powieść się skończyła. I nie wiem co było gorsze: początek czy koniec.
Finley jest bohaterem, którego trudno polubić, bo nie można zrozumieć jego toku myślenia, nie poznajemy jego przeszłości, jak to się mówi, jest oszczędny w słowach. Jego myśli kręcą się wokół całowania swojej dziewczyny a koszykówką. Mogłoby się wydawać, że to pasujący układ, nie trzeba się męczyć i zaprzątać myśli niepotrzebnymi rzeczami. Jednak pomiędzy nic nie znaczącymi słowami, ukrywa się coś mrocznego, zapierający dech w piersiach potworów, który tylko czeka na otwarte drzwi, ku wolności. Chłopak ma jasno określony cel w życiu i tego się trzyma, Czytelnik przez połowę książki, również.
Kolejne dwie kluczowe postaci to Erin, dziewczyna Finleya i Russ, znany również jako Numer 21, co jest chyba śmieszne, jeśli nie pozna się jego historii i pobudek jakimi się kierował. Przez jakiś czas zastanawiałam się, kto właściwie jest głównym bohaterem i jaki jest cel tej powieści, bo z pewnością nie jest to tylko dobra rozrywka (żeby się o tym przekonać musicie przeczytać książkę). Następne pytanie brzmi: czy da się lubić bohaterów i jak wyglądał świat przedstawiony w historii?
Bohaterowie, choć nie zwracający na siebie uwagi, są bardzo kluczowymi postaciami, ponieważ to właśnie myśli, czyny głównego bohatera ich dotyczą, jego chęci akceptacji i podporządkowania. Małomówni, co daje pierwsze wrażenie, że autor był zbyt zmęczony kreowaniem ich, żeby ukazali swoją prawdzwą naturę, uchylony zostaje tylko rąbek tajemnicy. Skupił się tylko na trzech postaciach, które wydają się niezwykle zwykłe, co bardzo mnie zaskoczyło i spodobało. Pojawia się jednak irytująca postać, która doprowadzała mnie do szału i mimo, że dorosła wykorzystała młodego człowieka do swoich prywatnych celów, nie ważne czy to jest dla "dobra drużyny" czy nie, ale tak nie można. W tym momencie nie obchodziły mnie co facet miał na myśli, tak się nie robi.
"A może jednak nauczyłem się dzięki koszykówce czegoś o życiu: obchodzisz innych ludzi tylko wtedy, gdy możesz pomóc im wygrać. Jeśli nie możesz tego zrobić, przestajesz się liczyć."
Język jest prosty, a wręcz dziecinnie. Czytelnik ma wrażenie, że ewoluuje razem z Finleyem, który z prawie niemowy zmienia się w chłopaka normalnego, zatroskanego o swoją ukochaną, dążącego do celu i niezwykle oddanego przyjaciela, który, mogłoby się zdawać, wreszcie pojął znaczenie męskiej przyjaźni.
Szczerze powiedziawszy powieść zaskoczyła mnie, w pozytywny sposób. Zawarte w niej najważniejsze ludzkie wartości: przyjaźń, miłość, rodzina i, co by dużo nie mówić, prawdziwa odwaga, akceptacja, mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest też bunt, spóźniony, ale wystarczający, żebym doceniła tą historię. Będą łzy, śmiechy i rozczarowania. Odpowiem jedno: zdecydowanie warto.