„Tyle pamiętam” to debiut autorstwa Beaty Dulewicz, rozpoczynający dylogię „Tyle pamiętam”, wydany przez Wydawnictwo Szósty Zmysł.
„Tyle pamiętam” to powieść obyczajowa, opisująca historię Kingi, jej życie i dorastanie w „niepełnej” rodzinie. Kingę wychowuje się z mamą. Jej ojciec porzucił je jeszcze przed narodzinami dziewczynki.
Autorka w przystępny sposób opisuje od początku życie Kingi - wyzwania, z którymi musiała się zmierzać dziewczynka i jej matka. Obie nie miały łatwego życia, mimo tego, że pomagała im babcia. Do tego od samego początku mała Kinga była dzieckiem - magnesem na problemy i różne wypadki, co nie polepszało sytuacji.
W książce opisane są sytuacje krzywdzące, a podejście do świata bardzo zerojedynkowe. Lata 60-te, lata, w których dorastała Kinga, nie sprzyjały aż tak rodzinom, w których jeden rodzic zajmował się dzieckiem. Kinga doświadczyła wielu upokorzeń, musiała tłumaczyć się z tego, kim jest jej ojciec, co robi i dlaczego go nie ma z rodziną. Była obiektem drwin. Kindze również brakowało ojca. Niejednokrotnie widziała jak ojcowie zajmują się dziećmi, jak odmienne mają sposoby wychowywania i jak bardzo potrzebna jest ta równowaga w wychowaniu, odpowiedzialność rozłożona na dwie osoby – między matkę a ojca. Ta „niekompletność” rodziny, brak ojca, bezmyślne komentarze, niekiedy nawet okrutne traktowanie przez rówieśników sprawiły, że Kinga straciła całą pewność siebie i radość z życia. Była ograniczana, nie mogła swobodnie wychodzić na dwór, bo wiedziała, że dzieci od maleńkości potrafią być po prostu złe. Dziewczynka przestała ufać rówieśnikom, przestała ogólnie ufać ludziom. Już od dziecka miała świadomość, że ludzie wykorzystują choćby najmniejsze słabości innych.
Książka pokazuje problem dorastania w rodzinie z jednym rodzicem, choć mam wrażenie, że czasy zmieniły się na tyle, że nie jest to już aż tak szokujące, nie jest problematyczne i też ludzie, a nawet dzieci, patrzą na to zupełnie inaczej. Kingi lata dziecięce przypadają na lata 60-te, w których faktycznie to postrzeganie rodziny było inne.
Osobiście wychowałam się w stałej obecności jednego z rodziców i nikt, nigdy, od najmłodszych lat, nie miał problemu z tym, że moja rodzina wygląda inaczej. Nie doświadczyłam pod tym względem nigdy niczego negatywnego i było mi ciężko odczuć to, co mogła czuć bohaterka.
Oczywiście nie umniejszam problemów bohaterki, jej traum, jej obaw i lęków po przejściach. Dobrze, że są lektury, które przedstawiają problem wychowania dziecka przez jednego z rodziców. Są to lektury neutralne (wychowuje mnie rodzic i okej, tyle w temacie), są pozytywne (uświadamiające, że to nic złego, że niekiedy to nawet i lepiej, że dwie osoby, które się nie dogadują, rozstają się), a także właśnie takie jak „Tyle pamiętam” – ukazujące to, że sama sytuacja wychowania przez jednego z rodziców nie jest zła, ale to, jakie krzywdy może wyrządzić dziecku otoczenie, rówieśnicy, dorośli z „normalnych” rodzin, to już jest straszne.
W książce poruszone są tematy szufladkowania, traktowania osób gorzej tylko przez to, że w ich życiu coś wygląda inaczej. Autorka opisuje wpływ takich sytuacji na poczucie własnej wartości, poczucie inności.
Druga część książki to lata osiemdziesiąte, w których Kinga poznaje sąsiada wujostwa – Jurka, w którym zakochuje się do szaleństwa. Dziewczyna odzyskuje pewność siebie, poznaje swoją wartość, czuje się kochana i akceptowana. Jednak to, co wydaje się na pierwszy rzut oka piękne, nie zawsze takie właśnie jest. Może nawet okazać się kolejnym piekłem, w które wkracza się z klapkami na oczach. W szczególności, że dziewczyna zawsze "leci do Jurka jak ćma do światła".
Autorka porusza kwestie związane z poczuciem własnej wartości i podejściem do siebie w zależności od osoby, która jest przy nas. Podczas lektury kibicowałam Kindze i miałam nadzieję, że zaakceptuje siebie, pozwoli sobie na szczęście, a jej poczucie wartości nie będzie zależne od drugiego człowieka. Miłość jest pięknym uczuciem, ale potrafi być również źródłem niewyobrażalnego cierpienia.
Beata Dulewicz stara się wkraść w najgłębsze zakamarki naszej duszy, testując nas, zapewniając emocjonalną sinusoidę. Pokazuje codzienne życie, przeszkody na drodze życiowej, bariery, których niekiedy w ogóle nie da się pokonać, a także konsekwencje przekraczanych granic i pozwalania sobie na zbyt wiele w relacji z drugą osobą. Nie boi się także tematów chorób, które wpływają nie tylko na ciało, ale i na umysł, zatruwają duszę – mówię tutaj o anoreksji. W książce pojawia się motyw zdrady, cierpienia, kłamstw, uzależnień, przemocy.
Autorka opisuje ból, który potrafi zmiażdżyć człowieka, pokonać, pozbawić jakiejkolwiek siły. A czytelnik, podczas lektury, zastanawia się tylko, czego Kinga będzie musiała jeszcze doświadczyć...
Książka w przystępny sposób porusza ważne tematy, skłania do myślenia, pokazuje, jak nasze dzieciństwo i etap dorastania mogą wpłynąć na naszą przyszłość i na nas samych, a także opisuje różne odcienie miłości, ból, wyzwania życia codziennego. „Tyle pamiętam” to powieść w stylu pamiętnika z życia przepełnionego emocjami. Dodatkowym plusem książki są postaci - autentyczne, realne, nie sprawiające wrażenia oderwanych od rzeczywistości. Kłócą się, a przy tym nie godzą na następnej stronie w stylu przesłodzonym. Mają charaktery, są wyraziste, choć jak to ludzie - momentami postępują irracjonalnie. Wszystko to składa się na świetną, wzbudzającą emocje całość.
Moim zdaniem, ten debiut, to książka jak najbardziej warta uwagi w szczególności dla osób empatycznych, chcących przeżywać wraz z bohaterem jego życie.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł.