Tusz to książka, której chęć przeczytania, chodziła za mną od dłuższego czasu, głównie za sprawą jej opisu. Czy treść była równie zachęcająca? Na swój sposób tak, zważywszy na to, że przeczytałam ją dość szybko.
Widać, że cała ta historia była tworzona z pomysłem, który miał spory potencjał. Mamy w niej okazję śledzić losy młodej dziewczyny Leory, która żyje w społeczeństwie, gdzie tatuaże powstające na ciałach każdego mieszkańca są czymś w pełni normalnym. Niemal każdy mieszkaniec jest nimi pokryty w znacznym stopniu, aczkolwiek nie są to zwyczajne tatuaże, lecz wzory przedstawiające kolejne osoby. Dziewczyna, mając dar odczytywania ich, bez problemu poznaje historie życia czasem zupełnie obcych sobie ludzi, jakich mija na ulicach. Poznajemy ją w momencie, w którym umiera jej ukochany ojciec. Leora wraz z matką, przygotowują się do pożegnania mężczyzny i w zniecierpliwieniu oczekują na powstanie księgi z jego skóry, jak i ceremonii ważenia dusz, która określi, czy ojciec dziewczyny był dobrym człowiekiem, wartym zapamiętania. To, co początkowo wydawało się dla niej czymś oczywistym, dość szybko staje jednak pod znakiem zapytania, gdy dziewczyna odkrywa, że tatuaże jej ojca były zmienione, a jeden świadczący o tym, że powinien być on zapomnianym, co pojęła na skutek czystego przypadku, został skradziony i komplikuje sprawy związane z ceremonią, ciągnąc za sobą wiele problemów, z którymi Leora zmierza się z pomocą przyjaciół.
Alice Broadway stworzyła przyjemną książkę z gatunku fantastyki, która została napisana w sposób, dzięki któremu kolejne strony w ogóle się nie ciągną. Świat, jaki przedstawiła, jest naprawdę interesujący i przedstawiony w sposób, który dla mniej wymagających osób będzie wystarczający, ale dla tych bardziej wymagających? Nie koniecznie.
Mnie osobiście raziło to, że w książce tej było całkiem sporo informacji dotyczących świata, w jakim żyje Leora, ale były one utrzymane w formie ogólników, które nie pozwalały na to, by bardziej pojąć to, czemu wszyscy ci ludzie żyją w taki, a nie inny sposób czy tego, dlaczego mają takie, a nie inne zwyczaje. Jeśli chodzi o bohaterów, nie powiem, polubiłam główną bohaterkę, ale jej przyjaciółka Verity, wydaje mi się, że została przedstawiona w o wiele bardziej interesujący sposób i wcale nie chodzi o to, że nie była taką szarą myszką jak Leora, lecz o to, że w moim odczuciu była bardziej wyrazista.
Do tego wszystkiego dochodzi również znajdująca się w książce mapka, która sama nie wiem, do czego służy, bo spora część akcji kręciła się w tych samych miejscach, a ilość miejsc na owej mapce, znajdującej się na początku książki, mnie osobiście rozczarowała, bo patrząc na nią, liczyłam na większą ilość akcji.
Warto również wspomnieć o okładce. Jest cudowna i niewątpliwie plasuje się na jednym z wyższych miejsc, jeśli chodzi o jej piękno. Czerń i mieniące się złote fragmenty, zdecydowanie mnie urzekły. Jedyne nad czym ubolewam, to faktem, że jest ona dość kiepskiej jakości, przez co widać na niej każdą najmniejszą rysę czy przypadkowe zadrapanie, przez co traci ona na uroku z tymi wszystkimi skazami. A może to tylko taki felerny egzemplarz?
Krótko mówiąc, autorka zbytnio skupiła się na kwestii wszechobecnych tatuaży, które są głównym motywem tego tytułu, ale gdzieś w tym wszystkim, nie wiem, czy zamierzenie, zostawiając większą ilość informacji na kolejne tomy, czy nie, zapomniała o tym, by skupić się na innych istotnych kwestiach, dzięki którym „Tusz” mógłby być jeszcze lepszą książką, nawet jeśli nieco grubszą. Nie mniej, mimo tych kilku minusów, jest to tytuł, po który warto sięgnąć i z pewnością zapoznam się z kolejnymi częściami.