Jako miłośnik kryminałów i thrillerów, cenię sobie dobrej jakości historie. W moim dorobku czytelniczym znalazło się parę istnych perełek, jednak, co przykre, wciąż natrafiam na takie, które nijak nie przypominają dobrego kryminału. Wybór lektury z tego gatunku ciągle okazuje się wyzwaniem, bo w wielu przypadkach nie wiadomo, czego się spodziewać, albo tytuły, które nas interesują, należą do pewnej serii, o której wiemy tyle, co nic. Taka właśnie sytuacja spotkała mnie przy wyborze lektury Lisy Gardner pt. „Złap mnie”. Z jednej strony naprawdę intrygująca, z drugiej niespodzianka – to już szósta część serii(!). Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Powieść okazała się strzałem w dziesiątkę, a niezachowanie chronologii wcale nie przeszkadza. Dlatego wybaczam sobie to małe gapiostwo, bo wybór okazał się znakomity.
Sierżant D.D.Waren to utalentowana, ale również wyszczekana policjantka bostońskiej policji. Ciężko ją czymś zaskoczyć. Pewnego dnia spotyka jednak kobietę o imieniu Charlie, która wyznaje jej wstrząsającą historię – spodziewa się, że za 4 dni umrze i prosi, aby to ona poprowadziła dochodzenie w sprawie jej śmierci. Okazuje się, że dwie jej najlepsze przyjaciółki zostały zamordowane rok po roku 21 stycznia o 8 wieczorem. Teraz przyszedł czas na ostatnią z trójki przyjaciółek. Charlie jednak nie chce poddać się bez walki i mocno przygotowuje się do tego wydarzenia. D.D. wyczuwa, że kobieta może coś ukrywać. A może być to kluczowe w rozwiązaniu zagadki…
„Złap mnie” to tytuł absolutnie świetnie skonstruowany. Od początku bardzo mocno intryguje i wciąga w wir akcji, ale do samego końca nie wiadomo, jak zakończy się cała historia. Fabuła jest mocno poplątana, wciąż dowiadujemy się nowych rzeczy, które gdzieś tam konstruują nam w głowie przeróżne teorie. Ale najlepsze jest to, że finał okazuje się być wielce zaskakujący. Co prawda autorka umiejętnie podrzucała coraz to nowsze tropy, pewne nawiązanie do przeszłości i nie tylko, ale w natłoku akcji, jaka rozgrywa się na kartach powieści, gdzieś nam to umyka. Dynamika tej akcji nie pozwala nam się skupić na jednym wątku, dlatego tych teorii możemy mieć nawet z dziesięć. A i tak okaże się, że nie mieliśmy racji. To z jednej strony może zirytować, ale z drugiej z pewnością zakończyć nasze wrażenia mocnym „wow”.
W wielu przypadkach autorzy kryminałów w swoich książkach angażują również wątki obyczajowe czy też romanse. Także w wielu przypadkach ten zabieg się nie udaje. Autorzy często zapominają, że piszą kryminał i skupiają się za bardzo na życiu osobistym swoich bohaterów i na ich odczuciach. Lisa Gardner na szczęście nie poszła tą drogą. Co prawda jest sporo materiału na temat życia osobistego bohaterów, ale to niezbędna rzecz. A w dodatku wciąż pozostawiony został w kontekście wątku kryminalnego. Czytając, do samego końca mamy wrażenie, że czytamy kryminał. I nic więcej. To co niezbędne, konkretnie, bez przesadzonych relacji damsko-męskich i osobistych porażek. Czyli tak, jak ma być.
Można śmiało dodać również, że jak na kryminalną historię, bardzo szybko i płynnie się ją czyta. Nie istnieją żadne zgrzyty, niezrozumiałe fragmenty śledztwa czy też pojęcia/frazy, o których czytelnik w życiu nie słyszał. Nic podobnego. Prosto, jasno i do celu. To, co autorka chciała przekazać, przekazała i udało jej się to znakomicie. Postawiła na zawiłą historię, mega zagadkę w prosty i przystępny sposób. I to chyba jej klucz do sukcesu.
„Złap mnie”, można śmiało powiedzieć, to powieść kryminalna na wysokim poziomie. Dobrze przemyślana, świetnie skonstruowana i prosto napisana. Lisa Gardner dokonała czegoś, co ja osobiście uwielbiam: potrafiła oddzielić istotne fakty od tych mniej istotnych i przedstawić je jasno na papierze. Dzięki temu mamy do czynienia ze świetnym kryminałem, a nie jakąś powieścią z kryminalną zagadką w tle. Jeżeli pozostałe jej książki wyglądają i będą tak wyglądać, z pewnością zostanę jej wierną fanką. Podobnie jak wielu innych czytelników. Czego z całego serca jej życzę. I gorąco polecam jej twórczość. Z pewnością nie pożałujecie…