“Tajni dyrygenci chmur” to powieść niełatwa, traktująca o trudach dorastania w biedzie późnego PRL-u na Śląsku. Mistrzowskie opisy spod pióra Wioletty Grzegorzewskiej potrafią skraść serce.
Pastelowa, różowo- niebieska okładka z melancholijnym, słomianym strachem na wróble na czele, przypominająca oprawy dziecięcych bajek od razu przyciągnęła mój wzrok. I tytuł! Tak, jeszcze ten tytuł… intrygujący, tajemniczy, nie zdradzający czego może dotyczyć fabuła. “Tajni dyrygenci chmur” to najnowsza książka Wioletty Grzegorzewskiej, autorki nominowanej do Nagrody Bookera. O czym jest ta powieść i czy warto po nią sięgnąć?
Niepokój dorastania w czasach późnego socjalizmu
Główną bohaterką książki jest Lola, dziewczynka dorastająca w końcówce PRL-u na śląskiej wsi. W “Tajnych dyrygentach chmur” autorka doskonale odwzorowuje ducha epoki i przenosi czytelników do świata rządzonego codzienną, ciężką pracą, biedą i wszechobecnym w większości domów alkoholem. W latach osiemdziesiątych świadomość społeczna dotycząca wychowania dzieci była dosyć niska. Można by ją nazwać kulturą wychowania bez wychowywania. Od dzieci wymagano jedynie aby były grzeczne, dzielne pomagały w polu i przynosiły dobre oceny w dzienniczkach szkolnych. Dlatego też świat Loli był bardzo samotny, cichy i pozbawiony zrozumienia.
Dziewczynka wszystkie swoje przeżycia, głównie te bolesne i niezrozumiałe, zostawiała w ciszy swojej duszy. “Tajni dyrygenci chmur” rozbierają je na czynniki pierwsze i tłumaczą jej wyobcowanie. Akcja przelewa się tam leniwie, niespiesznie, bez zaznaczonego początku i wyraźnego zakończenia. Skupienie przechodzi głównie na opisy, odczucia i wspomnienia widziane oczami dziecka, a później nastolatki. Przytłaczająca codzienność minionych realiów dzięki niezwykłej wyobraźni Loli stawała się lepsza do zniesienia.
Batuta słów w rękach Wioletty Grzegorzewskiej
Doceniam dopracowane wydanie tej powieści - za solidnie oddzielone od siebie rozdziały, każdy opatrzony adekwatnym tytułem i zaczynający się od nowej strony. Za brak bękartów i wdów oraz całą estetykę tej książki. Być może aktualnie zanika w świecie czytelniczym dbałość o takie szczegóły, tym bardziej dla mnie jest ona cenna. Jeszcze te słowa! Wioletta Grzegorzewska arcywspaniale łączy ze sobą nieoczywiste wyrazy, uzyskując w ten sposób zaskakujące efekty.
“Powietrze pachniało namoczonymi rodzynkami, jakby ktoś po drugiej stronie chmur przesączał wodę przez drożdżowy placek babci”.
Zapadam się w znaczenie, smakuję wyrazy i wręcz czuję to rodzynkowe powietrze w swoich nozdrzach. Na dokładkę ta książka to skarbnica anegdot i coraz rzadziej słyszanych potocznie wyrażeń gwary śląskiej. “Tajni dyrygenci chmur” to dzieło pisane melancholijnym językiem literatury pięknej, które należy smakować z rozmysłem i dać mu się ponieść do kadrów minionych już historii.
Artykuł dostępny również na KulturalneMedia.pl