Mówi się że Bóg tak urządził świat aby dzieci umierały po rodzicach. Ale jednak zdarza się że rodzice zakładają żałobę pierwsi, stojąc nad grobem córki lub syna. Zdarzają się „wyjątki”. Ja sam poznałem człowieka, głęboko wierzącego, który stracił syna. Chłopiec zginął na przejściu dla pieszych. Trudno było - pomimo wiary! - zrozumieć śmierć syna.
Jan Dobraczyński „Listy Nikodema” napisał w trakcie dramatycznych chwil. Córka pisarza umarła w wieku zaledwie kilkunastu lat. Pisarz nie potrafił zrozumieć tego, co się stało. Mało kto by zrozumiał. Przemyślenia zostawił na kartach powieści. Można powiedzieć że jest to świadectwo, świadectwo wiary.
Rzecz dzieje się w czasach Jezusa Chrystusa, na Jego ziemi, jeśli możemy tak powiedzieć. Głównego bohatera odnajdujemy nad Jordanem, Nikodem, faryzeusz, członek Sanhedrynu, przypatruje się Janowi Chrzcicielowi. Ten opowiada o Kimś, Kto ma przyjść po nim. Tym Kimś będzie Jezus. Nikodem śledzi teraz poczynania Tego, Kto nazywa się Synem Bożym. Boi się Go, a zarazem podziwia. Zostawił w domu chorą córkę i chce poprosić Jezusa o pomoc. Wiadomo jest że Ten Człowiek w imieniu Boga czyni cuda. Nikodem zostawił w domu chorą córką. Choroba wykańcza nerwowo ojca. W końcu faryzeusz odważył się porozmawiać z Wysłannikiem Boga. Ta rozmowa ( albo jej część) zapisana jest w Ewangelii Jana, w trzecim rozdziale, wersy od pierwszego do dwudziestego pierwszego. Zapisu następnej rozmowy w Biblii nie ma, myślę że Dobraczyński ją wymyślił na potrzeby powieści. To rozmowa o chorobie i śmierci (córka w międzyczasie zmarła), Nikodem jest zdruzgotany, ma chwile słabości. Jezus prowadzi go za rękę ku myślom o życiu pozagrobowym, ku Zbawieniu.
Jak już powiedziałem, Dobraczyński przeżył podobną sytuację co Nikodem ( a może odwrotnie – Nikodem to jednak postać literacka) – wszystko wskazuje że bohater „Listów …” jest alter ego Pisarza. Można dostrzec pod lupą uważnego czytelnika iż Autor między wierszami pokazuje kondycje współczesnego mu człowieka. Innymi słowy: to że rzecz dzieje się w czasach Jezusa, nie oznacza że nie może dziać się w czasach Dobraczyńskiego. Z pewnością można pokazać wiele przykładów nawróceń po śmierci najbliższego członka rodzina. Albo zachwiania wiary. Lub odejścia od Boga. Człowiek jest ułomny, wiadomo to nie od dziś. Historia Hioba pokazuje to wybitnie. I życie Jana Dobraczyńskiego także. A są to ludzie mówiąc delikatnie z dwóch odległych od siebie pokoleń ludzkich. Czyli nic nowego pod słońcem.
Powieść Dobraczyńskiego pomimo przesłania ma jednak wady. Zwróciłem uwagę na to jak Autor opowiada o Matce Jezusa. Maryja. To raczej pomyłka. Za czasów Syna Bożego nie używano jeszcze tej formy imienia.
Po drugie od połowy powieści wiedziałem jak się ona skończy. Miałem za sobą lekturę Ewangelii według Jana, gdzie powiedziane jest o dalszych losach Nikodema. Ale nawet gdybyś Czytelniku nie znał przekazu Janowego, to byś z pewnością domyślił się dalszych losów Nikodema. Nie wiem jak to powiedzieć – można to wyczuć w podejściu Autora do Jezusa. Wiadomo że Dobraczyński był człowiekiem wierzącym. Nikodem zaś był ( od pewnego momentu) zachwycony Nauczycielem. To jaki ma być koniec tej relacji? Oczywiście o wiele ciekawsze – dla czytelnika – byłaby sytuacja, gdyby Nikodem odszedł od Jezusa, stał się ateistą w naszym rozumieniu tego słowa. Lecz Dobraczyński jest wierny przesłaniu Biblii. Za co powinien dostać medal.
Język powieści jest spontaniczny. Widać że wiele kosztowało Dobraczyńskiego napisanie „Listów Nikodema”. To nie zarzut, ani pochwała. Po prostu człowiek w stanie żałoby podjął decyzję napisania czegoś w rodzaju pożegnania z córką. A że Autor był wierzący, jego przewodnikiem ku zrozumieniu stał się sam Jezus. Można mieć „pretensje” do Autora za dydaktyczny ton opowieści. Nie żeby pouczał Dobraczyński – jednak coś z lekcji religii jest w powieści. Wydaje mi że Autor sam siebie uspakajał. Podobnie jak Jan Kochanowski w „Trenach”, gdy opłakuje ukochaną córkę Urszulę. Ale to już inna opowieść.