Po przeczytaniu książki 'Ścieżki Północy' miałam wielkie oczekiwania wobec innych książek Flanagana, ale i wiele niepewności, bo obawiałam się wtórności, powtarzania motywów itd. Trudno jest doścignąć tak doskonałego ideału powieści, jaką były 'Ścieżki Północy', tak pełnego liryzmu, okrucieństwa, historii i psychologii.
'Klaśnięcie jednej dłoni' na polski przetłumaczono dopiero teraz, ale chronologicznie była to książka wcześniejsza, właściwie debiut pisarza z 1997 roku, czyli około 15 lat wcześniejsza niż 'The Narrow Road to the Deep North'. Na podstawie 'The Sound of One Hand Clapping', czyli omawianej przeze mnie teraz 'Klaśnięcia jednej dłoni', w 1998 roku nakręcono adaptację filmową pod tytułem 'Oklaski jednej dłoni' ('The Sound of One Hand Clapping').
Książka 'Klaśnięcie jednej dłoni' to bardzo wzruszająca i przejmująca opowieść o pierwszym i drugim pokoleniu tasmańskich imigrantów z Europy Środkowej, konkretnie ze Słowenii. Powieść toczy się na dwóch planach czasowych, w latach 1989-1991, gdy Sonja Buloh jako trzydziestoośmioletnia kobieta z nieułożonym życiem osobistym wraca do miejsca z dzieciństwa, do Tasmanii, aby w końcu zmierzyć się z demonami, które siedzą w jej głowie. I właśnie z tej nieuporządkowanej, nie zamkniętej przeszłości jej i jej ojca wyłania się narracja o trudnym dzieciństwie Sonji, opowiadana z perspektywy jej i jej ojca, Bojana. Wyłania się z tej opowieści obraz poranionej psychicznie, bardzo samotnej i odrzuconej dziewczynki, bitej i odrzucanej w szkole oraz ojca, w Tasmanii robotnika przy zaporze, nazywanego 'bambo', jako człowieka drugiej kategorii, jednego z wielu imigrantów z całej poranionej przez wojnę Europy, mężczyznę, którego opuściła żona, który się rozpił, ale który lubi stolarstwo i gotowanie wspaniałej kiełbasy. I to były chyba jedyne jego zalety, bo tak poza tym, to dosyć odrażający człowiek. Jak zwykle jednak u Flanagana, bohaterowie jego książek nie są jednoznacznie złe, ani jednoznacznie dobre. Nasz Bojan dawno temu w Słowenii był człowiekiem dzielnym, walczącym w powstaniu przeciwko Niemcom, był romantykiem. To wszystko kłębi się w Bojanie przez dziesięciolecia i zatruwa mu te resztki życia.
Jak zwykle u Flanagana, zakończenie zaskakuje. Jest on mistrzem uwalniania napięcia, niczym w teatrze antycznym po przeżyciu katharsis.
Na osobne wspomnienie zasługuje język powieści. W partiach narracyjnych jest on bardzo poetycki, mówiący o uczuciach, o filozofii życia. Mi, jako czytelniczce to bardzo odpowiada, bo daje to wrażenie poezji, czegoś bardziej uniwersalnego w powiedzeniu prawdzie o człowieku.
Podsumowując, książka Richarda Flanagana to przepiękna opowieść o miłości i życiu w poczuciu autodestrukcji. Ale o o byciu imigrantem, o wykorzenieniu z jednej tożsamości i nie zakorzenieniu się w nową. Ta autodestrukcja w powieści przejawia się w życiu ojca i córki. Jest też wielka samotność, samotność prawie kosmiczna, którą tylko coś niezwykłego, jakiś cud może przełamać. I ten cud się zdarza. Jest to książka bardzo ważna, która mówi coś ważnego o kondycji współczesnego człowieka. Polecam książkę gorąco. Ucisk w gardle przez wszystkie strony gwarantowany.