Odkąd pamiętam, mam silne przekonanie, że jako ludzie powinniśmy wierzyć. Nie mam tutaj na myśli religii – ją traktuje jako przejaw jakieś wiary. Czuję, że naszą potrzebą jest wierzyć w różne rzeczy i wykorzystywać tę wiarę, by żyć według swoich zasad, by móc odnaleźć jutro i by móc pozostawić coś po sobie. To bardzo nieuchwytne i skomplikowane poczucie, które niezmiernie ciężko mi ubrać w słowa. Ale może właśnie o to chodzi? By czuć intuicyjnie, by mieć przekonania i by być sobą? Górnolotne stwierdzenia, lecz każdy sam może dojść do tego, co znaczy to dla niego.
Czemu poddaję się takiej kontemplacji? Ponieważ miałam przyjemność zapoznać się z krótką książeczką Tomasza Jana Masarczyka pod prostym tytułem "Źdźbło". Dla mojego czytelnictwa to unikatowe dzieło, ponieważ przekraczające wszelkie granice tego, co zwykle czytam. Gdy podjęłam decyzję, by przeczytać tę książę, bardzo cieszyłam się, że otwieram się na coś nowego, ale zarazem czułam niepokój, czy nie przekraczam jakiś własnych ograniczeń i czy może nie ma jakiegoś wyraźnego powodu, by omijać tego typu dzieła. Jak moje odczucia po lekturze?
Przede wszystkim od pierwszych stron byłam zachwycona językiem, który okazał się bardzo barwny i syntezujący potrzeby czytelnika. Przemawia on do mnie i pozwala na oddanie się całą sobą słowom autora. Dominuje tu zarażająca energiczność, radość przebijająca przez nawet poważne stwierdzenia i otwarte mówienie o swoich przekonaniach. Ale na tym nie kończy się kwiecistość językowa, ponieważ w "Źdźble" można odnaleźć liczne metafory i porównania, co jeszcze bardziej przekonywało mnie do czytania, choć w tym przypadku chyba lepiej byłoby powiedzieć, że do słuchania. Dlaczego? Przez cały czas, czytając, miałam wrażenie, że słucham jakieś porywającej przemowy. Patrząc na dominujący motyw religijny, bez mrugnięcia okiem stwierdzam, że to było pobudzające i motywujące kazanie w kościele. Jest to ten rodzaj kazania, gdzie część znudzonych wiernych, którzy według tak długiej tradycji, są w niedziele w kościele – znudzeni, nie oczekujący niczego nowego i gotowi, by przetrwać jakoś tę godzinę, nagle doznają olśnienia i chcą słuchać, chcą coś z tego wynieść. Byłam naprawdę pod olbrzymim wrażeniem, że ta książka wywołała we mnie takie emocje.
Jednak o czym jest ta mniemana przemowa? Pisarz w nienarzucający sposób przedstawia wartości, w które sam wierzy i swoje własne poglądy. Czuć jego silne przekonanie, że ma rację, ale też zarazem przyzwolenie na odmienne zdanie. Choć tutaj warto ponownie podkreślić, że całość jest przedstawiana w odniesieniu do wiary w Boga, więc książka jest stanowczo dla osób religijnych lub dopiero poszukujących ukojenia w religii. Oczywiście w żaden sposób to nie wyklucza osoby niewierzące. Uważam, że to też może być ciekawe spojrzenie na przekonania innych ludzi.
Przedstawiałam Wam wiele zalet "Źdźbła", więc możecie się zastanawiać, skąd bierze się moja ostatecznie dość niska ocena książki. Odpowiedź należy do mało konkretnych, ponieważ jest to po prostu książka nie dla mnie, nie umiem w niej się odnaleźć. Jednak nie mogę też nie docenić pięknego stylu pisarza i tej delikatności przemawiającej do czytelnika ze wszystkich stron. Byłoby to mocno niesprawiedliwe. Dlatego nie umiem otwarcie powiedzieć, czy polecam "Źdźbło", a jeśli tak, to komu konkretnie. Czy jednak iść w stronę oddania religii, czy może poszerzania granic? Musicie sami zdecydować na co jesteście gotowi.