Niekiedy w ogóle jej nie dostrzegamy. Często przychodzi do nas znienacka, spada jak grom z jasnego nieba. Czasami mijamy się z nią codziennie i nie zdajemy sobie sprawy z jej istnienia. Zdarza się i tak, że latami próbuje zdobyć nasze zaufanie, stopniowo wkradając się do naszego serca.
Miłość bo o niej właśnie mowa zawsze jest magiczna, nie dająca się porównać z żadnym innym uczuciem, cudowna i uskrzydlająca. Potrafi wyzwalać w człowieku najwspanialsze uczucia i ubierać cały świat w kolory, o istnieniu których nie mieliśmy pojęcia dopóki się nie pojawiła w naszym życiu. Tylko niekiedy ciężkie, szare chmury codziennego życia przysłaniają ją i jej nie widać. Tworzą zaporę, która szczelnie odgradza ją od nas. Jednak to, że jej nie widać wcale nie oznacza, że jej w nas nie ma….
Ona i on – Diane i Richard - to dwoje młodych, szczęśliwych, szaleńczo zakochanych w sobie ludzi. Ich serca rozdziera żal i tęsknota nie od opisania, gdy tracą się z zasięgu wzroku choćby na parę minut. Niestety ten sielski obrazek ma jedną małą wadę. Diane i Richard nie umieją ze sobą rozmawiać. Rozmawiać poważnie i otwarcie o rzeczach najważniejszych. O nich, o ich związku i uczuciach jakimi siebie darzą.
Pewnego popołudnia Ją nachodzi dziwne uczucie, że coś się popsuło. Bo On chyba nie zachowuje się tak jak dawniej. Zdarza się, że ziewa kiedy czytają razem książkę. Nie przybiega zziajany kiedy rozstają się na parę godzin. Co prawda przytula ją do siebie ale już nie miażdży jej żeber- tak jak dawniej. Nie ma w sobie już tej gorączki, tych nieopanowanych gestów. A co gorsza lepiej znosi służbowe wyjazdy. Ewidentnie coś się zmieniło. Coś musiało zajść w jego życiu, że tak się zachowuje. A może…? A co jeśli….? A co jeśli On jej już nie kocha? No bo przecież wszystko na to jednoznacznie wskazuje. Diane nie chce urazić Richarda zarzucając mu wprost tą atrofię uczuć, dlatego też w przebłysku kobiecej „przebiegłości” obmyśla niezwykły fortel. Będzie mówić o jego uczuciach ale nie wprost. Będzie o nich mówić tak jakby to były uczucia jej samej. Diane myślała, że to rozwiąże wszystkie problemy, że dowie się prawdy, a jej podejrzenia okażą się bezpodstawne. Niestety nadzieje bywają płonne, a Diane po prostu się przeliczyła. Ku jej wielkiej rozpaczy On potwierdza tylko jej teorię… I oświadcza, że jej nie kocha.
I tak właśnie rozpoczyna się rozpad ich związku… A na pierwszy plan wysuwa się niezwykła intryga uknuta przez porzuconą, niedoszłą żonę mająca na celu odzyskanie utraconego ukochanego.. Bowiem „Kiedy kobietę trzyma przy życiu czyjaś miłość, i nagle ta miłość zostaje jej odebrana, żeby nie umrzeć, musi zamienić to uczucie na inne, równie silne: nienawiść.”
A wszystko przecież mogłaby potoczyć się inaczej. Gdyby jedno umiało porozmawiać otwarcie i nie obawiało się urazić uczuć drugiego, a drugie nie podjęło rzuconej rękawicy i nie uniosło się honorem. W tej właśnie chwili mogliby wybierać obrączki, chodzić po parku trzymając się za ręce (w obawie aby to drugie ni odeszło) albo zwyczajnie w ich ulubiony sposób spędzać ze sobą czas.
Nie należę do wielkich wielbicielek E.E.Schmitt i niezwykle ciężko było mi napisać tą recenzję. Powodem był jej temat, ale i podejście do niego. W końcu jednak jak widzicie udało mi się. Pomimo mało imponującej objętości książka wywarła na mnie duże wrażenie. Dlaczego? Bo nie upiększa. Bo pokazuje, że warto rozmawiać, nawet na te najtrudniejsze tematy. Bo niestety pokazuje, jak tak często o tym zapominamy.