Jest to opowieść o prawdopodobnie pierwszej polskiej agentce i pierwowzorze Jamesa Bonda. Jak to często w moim przypadku bywa zaintrygowała mnie tajemnicza okładka, opis i to, że jest to pozycja z gatunku kryminał/sensacja/thriller. To by było na tyle, bo dobrze zapowiadająca się historia, w mojej opinii okazała się być napisana zupełnie bez polotu. W zasadzie od samego początku „wiało” nudą. Czytając pierwsze strony książki miałam nadzieję, że dalszy ciąg będzie równie interesujący, co wstęp o niepokornej nastolatce i że wraz z kolejnymi stronami będzie ona coraz bardziej wciągająca. Jednak w tym przypadku tak się nie stało.
Książka opowiada o hrabiance Krystynie, kochanej przez rodziców, a szczególnie przez ojca, dla którego była ona oczkiem w głowie, z uwagi na zamiłowanie do przygód i ryzyka. Hrabia roztrwonił majątek rodzinny, zdradzał swoją żonę, a następnie zostawił swoich krewnych w kompletnym ubóstwie. Ulubiona córka Krystyna częściowo poszła w jego ślady i nie mogąc usiedzieć na jednym miejscu szybko opuściła dom rodzinny i wyruszyła przed siebie. Początkowo pomagała w niebezpiecznych górskich „akcjach”, a wkrótce po rozpoczęciu wojny włączyła się w działania bardziej niebezpieczne i na o wiele większą skalę. Niejednokrotnie śmiała się śmierci w oczy, a skończyła w najbardziej paradoksalny z możliwych sposobów i w najmniej przewidywalny...
Cała historia mogłaby być materiałem na naprawdę świetną książkę, ale niestety coś poszło nie tak. Pióro Pani Koszewskiej jakoś mi nie podeszło. Pomijając jednak ten fakt, na kiepski odbiór całości wpływ miało kilka aspektów.
Po pierwsze, kiedy zaczęłam czytać tę książkę to miałam problem z tym, żeby się zaangażować się w historię głównej postaci. Wydawała się jakaś taka bezosobowa, nieprawdziwa. Trudno mi było się wczuć w jej emocje. Brakowało opisów przeżyć wewnętrznych bohaterki, choćby szczątkowych, jednozdaniowych.
Z pewnością nie pomagała też ciągła zmiana narracji. W jednej chwili pierwszoosobowa, a następnie przeskok do dialogów, w których Krystyna również się wypowiada. Taki sposób narracji, w żaden sposób nieoddzielony wprowadza niemałe zamieszanie. Tym bardziej niemożliwe jest zaangażowanie się w postać, gdy ciągle próbujesz odnaleźć się w tym, co czytasz.
Kolejna rzecz to chaotyczne budowanie narracji i dialogów, które następują jeden po drugim bez uprzedzenia. W jednej chwili bohaterowie są na polu uprawnym/płaskowyżu, aż tu nagle magicznie zmieniają miejsce i rozmawiają sobie spokojnie w hotelu. Całkowita zmiana scenerii w trakcie trwania dialogu, bo nie było nigdzie wzmianki o tym, że np. pojechali do hotelu.
Co więcej cała książka jest pełna błędów, w tym miedzy innymi literówek np.
- "SpotYkania" (niepotrzebne "Y"),
- "będą" zamiast "będĘ",
- „Bezczynność mnie wykończA” (chyba raczej wykańcza),
- "Co stałoby się z księżniczką Elżbietą, gdyby nagle zostałaBY sama",
- Zawiły dialog na stronach 59-60, nieczytelny, nie wiadomo, kto i do kogo się zwraca. Dopiero po kolejnym przeczytaniu można się spróbować domyślić, ale równie dobrze mogłyby tutaj rozmawiać dwie osoby, co 3 lub 4, nadal nie jestem do końca pewna...
Autorka też się już chyba pogubiła w tych zmianach narracji: „Czy ktokolwiek, poznając drugą osobę, jestEŚ świadom tego, co go w niej w danym momencie urzekło (...)” (Prawdopodobnie miało tutaj być „jest”)
Tych przykładów można by mnożyć. Korektor albo w ogóle tej książki nie czytał albo dał plamę nie wychwytując tak trywialnych błędów.
Podsumowując, myślę ze historia miała potencjał i mogła być naprawdę ciekawa, ale z uwagi na cale mnóstwo potknięć bardzo straciła w końcowym odbiorze.
Dziękuję autorce za egzemplarz książki z autografem.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.