Felicja to dziewczyna, która mogłoby się wydawać ma świetne życie, grupa przyjaciół przystojny chłopak, lubiana w szkole, jedna z najlepszych uczennic, mająca świetne rodzinne życie. Tylko czy na pewno? Za sprawą imprezy, w której bierze udział, poznaje Nikodema, syna dyrektora szkoły, buntownika i niesfornego chłopaka. Różni ich wszystko, jednak gdy się zaczynają bliżej poznawać, te różne wydają się nieistotne. Jakie tajemnice skrywają bohaterowie? Jakie demony nad nimi ciążą? Czy poradzą sobie z wydarzeniami, które na nich spadną?
Matulko Święta! Jaka to była genialna lektura. Moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, a tu wyszła taka miłość, że mi się w głowie nie mieści. Ile emocji ta historia we mnie wywołała, to niesamowite. To książka, która łamie serce na milion różnych sposobów i sprawia, że emocje się z nas wręcz wylewają. No ale dobra, czas przejść do konkretnej opinii, bo będę teraz tylko słodzić, jak ta powieść jest genialna!
Fabuła powieści z opisu może wydawać się banalna. Dwójka bohaterów, z dwóch różnych środowisk, którzy stają się sobie bliscy i przełamują schematy. Otóż nie, to tylko początek powieści, a prawda jest zupełnie inna. Bohaterowie przeżywają w swoim życiu tragedie i muszą się z tym mierzyć każdego dnia. To nie jest lekki, szkolny romans, gdzie słodycz aż razi w oczy. Mamy w niej poruszanych wiele trudnych i bolesnych wątków. Bohaterowie muszą uporać się z wieloma przeciwnościami i "grać" swoje role, na które się nie pisali. Skrywają w sobie ból, strach, niepewność i ogromny pokłady smutku, których inni kompletnie nie dostrzegają i nie reagują. Kilka zdjęć sprawia, że ich życie się zmienia.
Bohaterów pokochałam. Felicja to tak kochana, dobra i zaradna dziewczyna, że ją trzeba poznać. W młodym wieku musiała dorosnąć i zmaga się z wieloma problemami. W jednym momencie musiała przejąć kilka ról naraz. Jest zmuszona podejmować ważne decyzje, które mogą wpłynąć nie tylko na nią. Pomimo tego, dalej potrafi się uśmiechać i widzieć dobro w świecie. Dostrzega więcej niż jej rówieśnicy. Zaś Nikodem przechodzi swoją własną tragedię i codziennie zmaga się z demonami przeszłości. Nie jest rozumiany przez najbliższych, a jego problemy bagatelizowane. On sam buntuje się na wiele rzeczy i nie potrafi poradzić sobie z codziennością. Ma swoją drogę ucieczki, która sprawi, że choć na chwilę zapomina. Nie wie co ze sobą zrobić i jaki obrać cel. Ma wysoką wrażliwość i to sprawia, że trudno mu funkcjonować. Jego historia łapie za serducho i sprawia, że chcemy go przytulić i pomóc.
Stylistycznie ja nie mam co powiedzieć. To jedna, wielka bomba emocjonalna. Przez powieść się płynie, czyta się jednym tchem i nie można oderwać. Zatracamy się w niej i chcemy, by bohaterom się udało. Końcówka to już w ogóle majstersztyk i gdyby nie prolog, który się pojawił, ja chyba popadłabym w depresję, bo tak ta historia nie mogła się zakończyć!
Podsumowując, jeśli szukacie książki, która jest bombą emocjonalną, która wywoła łzy i zachwyci, to idealny tytuł. Po powieść, która wzruszy, wywoła łzy, złość i da iskierkę nadziei. Jeśli podobały się Wam książki, np. Martyny Senator lub Brigid Kemmerer, to w tej też się zakochacie. Ja czytałam "Z ciszy" i "Ukryte w ciszy" i jedna i druga wywołały u mnie podobne emocje. Dlatego dla wrażliwych osób, polecam do lektury zaopatrzyć się w kocyk i cały zapas chusteczek, uwierzcie przyda się! No i na koniec taki dodatkowy aspekt, jak oprawa wizualna, bo to małe dzieło sztuki, a kwiaty, które są tutaj ujęte też nie są ot tak sobie!