Nie jest to fantastyka, choć występują tu syreny, myślące ptaki, duchy i inne zjawiska nadprzyrodzone. Nie jest to romans, choć relacja między bohaterkami jest wyraziście nakreślona i dopracowana tak, by się wyróżniać. Nie jest to powieść psychologiczna ani popularnonaukowa, choć doskonale obrazuje obecność choroby psychicznej w życiu człowieka. Nie jest to biografia, choć opisuje życie bohaterki w taki sposób, jakbyśmy mogli spotkać ją na ulicy, tuż za rogiem… albo w lesie, albo w samochodzie obok. Nie jest to poradnik, choć uczy odzwierciedlania siebie jak nic innego. To jest książka, która jest zajebista, i albo ją taką zaakceptujesz, albo trudno.
Im dłużej zwlekałem z opisaniem swoich odczuć względem tej książki i im więcej poświęcałem myśli jej wadom i zaletom tym większy miałem problem w tym, by w jakikolwiek sposób ją określić, bo o kategoryzowaniu tej powieści nie ma jakiejkolwiek mowy. Łączy tak wiele elementów i maluje obrazy tak nieskazitelnie popieprzone, że wymyka się nawet tym najdoskonalszym, najbardziej dociekliwym i najdokładniejszym opisom. Dopiero po przeczytaniu widać, jak doskonale dobrana jest do niej okładka, która niezwykle trafnie oddała klimat książki.
Chaos dominuje w tej książce i to chyba jedyna jej wada. Chociaż nie – nie jest to wada. Raczej cecha, która według mnie zbytnio zdominowała tę książkę. Mimo jej niewielkiej objętości zamieszanie panujące tam widać od razu. Z drugiej strony – powieść ma bardzo prostą fabułę, która – co warto zauważyć – mimo prostoty nie staje się kiczowata, banalna ani łatwa, przeciwnie, trzeba poświęcić jej wiele uwagi.
Najlepszym dowodem tego, że autorka zna się na rzeczy, są dialogi. A raczej ich niedostatek. Otóż bohaterka swoim własnym umysłem kreuje świat w sposób tak doskonały, tak rzeczywisty i sprecyzowany, że ubogie dialogi są tu wskazane. Został tu zaprezentowany doskonały przykład postrzegania świata przez osobę chorą psychicznie, artystkę i lesbijkę a co za tym idzie autorka ukazała swój niesamowity talent do tworzenia świata i kontrastów między postrzeganiem go przez bohaterkę a jego realnością tworząc w ten sposób portret bohaterki dużo głębszy i dokładniejszy niż gdyby ograniczyła się do opisów.
Imp to charakter, który poprzez chorobę, postrzeganie świata, orientację i swoją historię jest fascynujący już od samego początku. Pierwsze zdania obrazują ją w sposób tak doskonały, że ma się wrażenie, iż za chwilkę drzwi się otworzą i wejdzie ona, w otoczeniu mroku swojego umysłu. A dalej jest tylko lepiej. Podporządkowuje świat własnemu rozumowi tworząc obraz rzeczywistości pełnej strachów, niezbadanych mroków, tajemniczych kobiet i niewyjaśnionych wizji. Z racji tego, że nie dość iż jest chora psychicznie, to jeszcze jest artystką z umysłem niezwykle fascynującym, wszystko co widzimy to jakby mroczna wersja rzeczywistości, na którą patrzymy przez kalejdoskop. Cudo!
Nawet jeśli jest to napisane bardzo poprawnie a akcja mimo zupełnego braku napięcia i zerowych zwrotów akcji wciąga cholernie, to długo nie mogłem skończyć tej książki. Jest to jedna z tych powieści, których świat oplata Was niby grubym, wełnianym płaszczykiem, zapina guziczki i pokazuje rzeczy tak wspaniałe, że za nic w świecie nie chcielibyście jej opuszczać. Zamyka drzwi na klucz i siedząc w tym literackim wariatkowie, pełnym mroków, wspaniałych obrazów i doskonałych charakterów sprawia, że chcielibyśmy pozostać wariatami już na zawsze. Na koniec wyobraźcie sobie śmierć – długi, postrzępiony płaszczyk prany w okolicach wielkiego wybuchu, ciemność i w ogóle. Jedna śmierć owa nie ma kosy, lecz motykę, na długim drewnianym kiju. Co robi śmierć? Wbija ją w Wasz mózg siejąc z nim mrok i czarną wspaniałość wariactwa. Trochę tak…