Gdy otworzyłam paczkę z Co ma być, to będzie byłam bardzo zaskoczona tym, jaka to cegiełka. Książka liczy prawie 600 stron. Jeśli nie czytaliście poprzednich tomów, to odsyłam do nich, ponieważ myślę, czytanie tej części jest pozbawione sensu.
Simon powinien rozważyć, czy nadal chce należeć do Świata Magów – a jeśli nie, jak to wpłynie na jego relacje z Bazem. Tymczasem Baz jest rozdarty między dwoma rodzinnymi kryzysami i nie ma nawet czasu podzielić się z kimkolwiek swoją nowo zdobytą wiedzą o wampirach. Penelope bardzo chciałaby pomóc, ale ukradkiem przemyciła z Ameryki do Londynu Normalsa i teraz nie wie, co z nim zrobić. A Agatha? Cóż, Agatha Wellbelove ma już po prostu dość.
W Co ma być, to będzie cała paczka wraca do Anglii, do Watford i do swoich rodzin, by przeżyć najdłuższą i jak dotąd najbardziej wyczerpującą emocjonalnie przygodę.
Ta książka to finał. Odkrywa tajemnice, udziela odpowiedzi na nurtujące pytania i rozprawia się z upiorami przeszłości. Nie poddawaj się stanowi początek serii o przygodach Wybrańca. Co ma być, to będzie jest zakończeniem o zakończeniach – o katharsis i uldze, jaką daje zamknięcie pewnego rozdziału. A także o tym, że czasem lepiej odciąć się od traum i triumfów, które próbują nas zdefiniować.
Jest to zakończenie trylogii z Simonem Snowem. Do pierwszego tomu miałam kilka uwag m.in. to, jak wiele jest nawiązań do Harry'ego Pottera. Ogólnie cała książka wydawała mi się jak historia rodem z fanfiction z uniwersum Pottera. Sama jestem wielką fanką serii J. K. Rowiling, dlatego w niektórych momentach było dla mnie za dużo tego podobieństwa. Potem w drugim tomie było ich już trochę mniej, ale nadal czuć, że Rainbow Rowell inspirowała się Wybrańcem. Autorka dużo miejsca poświęciła tutaj depresji Simona i jego relacji z Bazem. Obserwujemy jego zmagania i to jak bardzo pogrąża się w smutku. Cała historia to taki trochę odgrzewany kotlet Nie poddawaj się.
Przeszkadzało mi też to, jak wiele czasu Rowell poświęca bohaterom pobocznym. Szczególnie jak akcja z Simonem i Bazem mnie wciągnęła, aż tu nagle dostajemy Agathę i jej kozy. Wyrywało to z rytmu i irytowało. Niektóre wątki nie zostały poprowadzone dalej (jakby zapomniane). Jest to finał tej historii i myślę, że to jest dobry czas na zakończenie przygód Simona i Baza. I choć mam wrażenie, że ta książka jest o niczym, to jako cała seria to miło spędziłam czas podczas jej czytania. Książkę czyta się błyskawicznie, dzięki dużej ilości dialogów i krótkich oraz treściwych opisów.
Myślę, że Co ma być, to będzie to dobre zakończenie trylogii. Ja spędziłam z tymi książkami kilka przyjemnych godzin i mogę je polecić fanom powieści młodzieżowych z wątkami fantasy. Potterheads na pewno zauważą wiele nawiązań do HP, ale sądzę, że będziecie się dobrze z nią bawić. Jest to lektura idealna na wakacje i relaks. Na pewno nie raz się uśmiechniecie, będziecie współczuć Simonowi czy też po prostu dacie się porwać magicznego światu, który wykreowała Rainbow Rowell.