SŁOWEM WSTĘPU
Dolinę Pięciu Stawów Polskich, chociaż ze słyszenia, kojarzy chyba każdy. Wielu ludzi już tam było, wielu planuje odwiedzić to miejsce, a inni tylko o tym marzą. Zgodzimy się wszyscy, że Pięć Stawów jest bardzo popularną, jak nie najpopularniejszą, doliną polskich Tatr, a dodatkowo ma najwyżej położone schronisko w Polsce (również za:
https://piecstawow.pl/). To świetne miejsce wypadowe na dalsze szlaki, na wycieczki wysokogórskie oraz poznawanie natury, mocy i bezkompromisowości gór. Dolina Pięciu Stawów Polskich przyciąga turystów i latem i zimą – zarówno amatorów górskich wędrówek, jak i zahartowanych wspinaczy. Dlaczego zatem Pięć Stawów to dom bez adresu?
CO ZNAJDZIEMY NA KARTKACH KSIĄŻKI?
Pięć stawów. Dom bez adresu Beaty Sabała-Zielińskiej to według mnie, przede wszystkim historia rodu Krzeptowskich. Autorka opisuje, dosyć szczegółowo, co działo się ze schroniskiem w Pięciu Stawach oraz kiedy powstało, kto i kiedy był właścicielem. Pada wiele nazwisk, a że niektóre imiona z pokolenia na pokolenie się powtarzają, to idzie się zgubić kto, kiedy i gdzie (chociaż na końcu książki rozrysowane są wszystkie pokolenia). W reportażu znajdziemy również wiele wspomnień – tych dobrych, jak i tych złych. Śmieszne historie, przeplatane są również z tragicznymi wydarzeniami – niestety, góry pozbawiły życia niejednego doświadczonego wspinacza. Bohaterzy książki niejednokrotnie podkreślają, że jeżeli my nie szanujemy gór, one nie szanują nas. Dowiemy się również, jak wygląda codzienna praca w schronisku – i jak współczesne zarządzanie takim obiektem różni się od sposobu sprzed 50 lat. Dla Krzeptowskich Dolina Pięciu Stawów to drugi, a czasami nawet i pierwszy, dom. Tam dzieci wychowywane były i są w duchu miłości do gór, przyzwyczajane do wędrówek, zdobywania szczytów i pomagania w schronisku, dlatego udało się utrzymać to miejsce w rękach rodziny. Przez lata nie zmieniła się ani szarlotka ani podejście do turysty, który w schronisku w Pięciu Stawach jest najważniejszy.
PRZEMYŚLENIA
Polskie Tatry od zawsze wzbudzały moje zainteresowanie, i uważam, że mamy się czym pochwalić. Nasze góry są piękne, a jak już raz pójdzie się na szlak – zawsze chce się wracać. Sięgnięcie po ten reportaż wynikał z faktu, że marzę o zdobyciu Pięciu Stawów i zobaczeniu ich na własne oczy – dlatego do połowy książki moje odczucia były bardzo mieszane. Pierwsze kilkadziesiąt stron były dla mnie niespodziewaną lekcją historii, która strasznie mi się dłużyła. Dodatkowo, miałam wrażenie, że jest to reportaż wychwalający jedno nazwisko – zachwyt nad rodem Krzeptowskich można wyczuć od pierwszych stron. Czapki z głów za ciężką pracę, jaką wykonywali i wykonują nadal, lata poświęceń i wyrzeczeń, determinację – naprawdę podziwiam ich za wszystko, co robią, bo ten styl życia trzeba mieć we krwi, ale nie tego się spodziewałam po tej książce. Od pewnego momentu jednak nie mogłam się już od niej oderwać – dla ludzi „z dołu” dowożenie towaru na skuterach śnieżnych, wywożenie śmieci czy brudnej pościeli to totalna abstrakcja. Dodatkowo, zimą potrafią być totalnie odcięci od świata ze względu na metrowe zaspy śniegu. I nieważne, czy to przez atak srogiej zimy czy pandemię – zbyt długie siedzenie w zamknięciu daje się we znaki każdemu…
RÓŻNICA POKOLEŃ
Starsze pokolenie nadal przebywające w schronisku parokrotnie porównuje turystów z „tamtych lat” z tymi współczesnymi. Podobno coraz więcej ludzi jest tam „z przypadku”, którzy patrząc na stawy mówią, że to Morskie Oko, a od schroniska oczekują pięciogwiazdkowych wygód. Może i rzeczywiście niektórzy nie są zaznajomieni z geografią i z zasadami panującymi w takich miejscach, ale to, że telefony, automatyczne pralki czy ciepła woda w kranie są dla nas codziennością nie oznacza, że jesteśmy gorszym pokoleniem. Większość z nas po prostu nie pamięta innych czasów.
DLA KOGO PIĘĆ STAWÓW. DOM BEZ ADRESU?
Dla każdego, kto chce zobaczyć, jak górskie życia wygląda od drugiej strony, od podszewki. Nie jest to lekka książka na jeden wieczór, ale daje wiele do myślenia. Pokazuje, że jednym brakuje pokory, a drugim kultury – w zależności od sytuacji. Mimo pokazania, że dojście do Doliny Pięciu Stawów jest trudne, a schronisko czasami mogą odwiedzić niedźwiadki, na pewno pozostanie to miejsce pozostanie na mojej bucket list.