Małgorzata Gutowska Adamczyk należy do moich ulubionych pisarek. Wiem, że gdy sięgam po jej książki, nigdy się nie rozczaruję. Czy tak było i tym razem, kiedy sięgnęłam po powieść pani Małgorzaty?
Akcja książki rozpoczyna się w 1733 roku. Na stosie ginie młoda kobieta oskarżona o czary. Tuż przed egzekucją spogląda w tłum gapiów i rzuca na nich klątwę. Po czym umiera w płomieniach. W tym czasie w kraju trwa nerwowy okres. Umiera król August II i zaczyna się wolna elekcja. Szlachta dba tylko o swoje interesy, nie widząc krzywdy innych. W tych trudnych czasach przyszło żyć dwóm kobietom, bohaterkom powieści, Cecylii i Zofii. Poznajemy je w momencie, gdy Zofia wraz z rodzicami udaje się na ślub Cecylii z Nepomucenem Maria Lange. Odkrywamy ich tajemnice, dowiadujemy się, że Cecylia, pomimo, iż młoda mężatka, nie stroni od obcowania z innymi mężczyznami, z którymi umawia się gdzie tylko może i oddaje miłosnym uniesieniom. Zofia, to jej zupełne przeciwieństwo. Pokorna wdowa, wychowująca dzieci. Właśnie kończy się jej czas żałoby i trzeba szukać kandydata na męża. Nikt jednak nie wie, że Zofia już ma swojego wybranka, brata Cecylii.
W powieści autorka z doskonałą starannością przedstawiła nam zwyczaje, stroje i zachowania ludzi, żyjących w owych czasach. Opisy są niezwykle dokładne, można wyobrazić sobie każdy, najmniejszy nawet szczegół. Nie zapomniała również o pięknym języku, czystym, staropolskim, bez zbędnych, nowoczesnych wtrąceń. Czytając, miałam wrażenie, że pani Gutowska Adamczyk każde zdanie przemyślała kilka razy, poprawiała je i budowała, aż nie okazało się idealne. Bo w ten właśnie sposób jest napisana cała powieść. To arcydzieło samo w sobie.
Mam jednak jedno zastrzeżenie. Nie wiem, czy to moja wina, czy inni czytelnicy też mieli takie odczucia, czytając książkę. Chodzi mi o to, że po prostu gubiłam się w fabule. Niby była prosta, a jednak często musiałam się zastanawiać, a nawet cofać kilka kartek wstecz, żeby przypomnieć sobie, kim jest dana osoba. Nie wiem, czy to mnogość postaci, brak zdecydowanego bohatera głównego, wokół którego toczy się cała akcja, czy jeszcze inne okoliczności spowodowały to, że książki nie czytało mi się łatwo.
Dziwne to jest, bo z jednej strony chwalę powieść a z drugiej piszę, że miałam z nią pewne trudności. Ale takie są moje wrażenia po przeczytaniu „Fortuny i namiętności” i boję się, co będzie, gdy w 2016 roku ukaże się jej druga część. Jeśli ja po przeczytaniu kilku rozdziałów nie pamiętałam, kto kim był, to co będzie za rok?
Dlatego też moja ocena książki jest bardzo niezdecydowana. Książka jest doskonała, a może za bardzo doskonała? Może autorka zbyt mocno skupiła się na jej dopieszczaniu, że zapomniała o czytelnikach? Oczywiście, odrzucam tę myśl. Pani Małgorzata jest perfekcjonistką i nie mogła wydać powieści pisanej „na kolanie” w ciągu miesiąca. Musiała ją dopracować. Więc moja ocena jest tylko i wyłącznie sygnałem dla mnie, że może powieść historyczna nie jest koniecznie dla mnie…
Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o wspaniałej oprawie książki. Okładka rewelacyjna, dokładnie oddająca to, co w środku. Ozdobniki przy numerze strony i rozdziału idealnie pasują do całości. Wszystko tworzy spójną całość. Tylko to porównanie Magdaleny Zawadzkiej na okładce jest dla mnie z kosmosu. Ten, kto czytał opis książki na ostatniej stronie wie, że Małgorzata Gutowska Adamczyk została tam porównana do Henryka Sienkiewicza. Nie, nie i jeszcze raz nie. Henryk Sienkiewicz kojarzy się wielu ludziom z obowiązkowymi lekturami w szkole i z obszernymi tomami, które niekoniecznie musiały się podobać. Gdybym ja wcześniej przeczytała taki opis i nie znała wcześniejszej twórczości Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk, na pewno nie sięgnęłabym po tę pozycję. Więc nie twórzmy takich porównań, bo pani Małgorzata jest marką samą w sobie, zapracowała sobie na to i oby tak pozostało.