To już czwarta na naszym rynku powieść od Gill Paul a jej angielski tytuł brzmi "No place for a lady" co w wolnym tłumaczeniu brzmi "to nie miejsce dla kobiety".
Połowa XIX wieku.
Lucy mieszka w Londynie z oderwanym od rzeczywistości ojcem i starszą siostrą Dorotheą. Po kilku tygodniach znajomości dziewczyna oświadcza, że pragnie wydać się za mąż za kapitana Charliego Harvingtona, by jako żona towarzyszyć mu na froncie. Nad terytorium Turcji nadciąga widmo wojny z Rosją, która do historii przejdzie pod nazwą wojny krymskiej.
Brak kontaktu z siostrą sprawia, iż Dorothea postanawia wyjechać na front, jako pielęgniarka i jednocześnie rozpocząć poszukiwania Lucy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam powieść historyczną, a do tej lektury przyciągało mnie nazwisko autorki oraz wskazówka, że spodoba się wszystkim miłośnikom "Przeminęło z wiatrem".
Wyższe sfery zachwycają zasadami etykiety, umiejętnością prowadzenia grzecznościowych rozmów o niczym, kurtuazją i nienagannymi manierami. Już Maryla śpiewała "Tak bym chciała damą być" i ja zauważyłam, że w jakiś sposób ta lektura wpłynęła na mnie: siedzę bardziej wyprostowana z piersią dumnie wypiętą do przodu, a podczas popijania kawy odchylam mały paluszek. Świetnie się o tym czyta, lecz nie wyobrażam sobie życia w takich kręgach. Będąc w towarzystwie, należy zachowywać pokerową twarz i powściągać wszelkie emocje, bo to niewskazane. A histeryczki bardzo łatwo ubrać w biały kaftan. Nie zapominajmy, że takie elity istnieją do dziś, o czym nam zwykłym śmiertelnikom przypomina już tylko Projekt Lady ;)
Gdy tylko zaczęłam czytać, nie wiem, jak i kiedy, dałam się podnieść nurtowi wydarzeń. A jest ich rzeczywiście sporo i gwarantują niezapomnianą podróż. Wydarzenia historyczne przeplatają się tu z realiami życia. Przenosimy się na kartach tej powieści do świata, którego dawno już nie ma. Bardzo szczegółowo opisane zostały trudne warunki, w jakich znaleźli się brytyjscy żołnierze walczący na obcych terenach, problemy z żywnością, biurokracją, chorobami, brakiem podstawowej pomocy lekarskiej, głodem i wszechogarniającym zimnem, przed którym nie było ucieczki.
Pewne informacje wprawiły mnie w osłupienie, jak ta, że dawniej żony mogły, ba, a nawet chciały, towarzyszyć mężom podczas wojny. Pozostawiały dzieci pod opieką dziadków lub dalszej rodziny i wspólnie wyruszali na wyprawę. Wspierały i troszczyły się o swych mężów, by podczas zmagań mieli czyste i pocerowane mundury oraz pełne brzuchy.
To opowieść o przetrwaniu, ale też o relacjach rodzinnych, siostrzanej miłości i tęsknocie. Dzieje obu sióstr poznajemy naprzemiennie na przestrzeni kilku lat. I choć na początku nie trafiał do mnie odrobinę podniosły ton, to później nie zwracałam na niego uwagi. Drażniła mnie naiwność Lucy oraz jej krzywdzące opinie na temat siostry. Dopiero podczas wspólnej podróży zaczyna ona tak naprawdę poznawać swojego męża, który okazuje się skorym do zabawy, pijaństwa i hazardu, porywczym mężczyzną. Wcześniej uległa jego gładkim słówkom i równie gładkiej buźce. Po tragicznych wydarzeniach, których była świadkiem, dojrzewa i zmienia się na naszych oczach w odważną kobietę.
Obowiązkowa lektura dla miłośniczek powieści historycznych.