Od czasu ukazania się „Piwnicy” – poprzedniej książki autorki – minęły zaledwie trzy miesiące, dlatego biorąc na tapet „Naszą prywatną grę” obawiałam się, że Magda Zimniak, tworząc w tak szybkim tempie kolejne powieści, zaczęła się rozmieniać na drobne. Bałam się, iż pisząc niemal akordowo, zatraci swój wyrafinowany i niepowtarzalny styl, zabraknie jej pomysłów, a fabuły staną się płytkie i nijakie. Na szczęście nic takiego się nie stało i „Nasz prywatna gra” z mocą huraganu wciągnęła mnie w wir wydarzeń. Czułam, jakbym sama stawała się uczestnikiem tytułowej gry.
Bianka i Emil są pozornie udanym małżeństwem. Nikt nie wie, że między nimi kłębi się sporo tajemnic, że nie wiedzą o sobie wszystkiego. Gdy pewnego wieczoru Bianka nagle znika, Emil rozpoczyna poszukiwania żony, a tym samym uruchamia lawinę zdarzeń i wspomnień, o których niektórzy woleliby nie pamiętać.
„Nasza prywatna gra” jest powieścią wielowątkową, z mnóstwem bohaterów. Każdy z nich ma swój głos w tej historii i wydarzenia poznajemy z różnych z perspektyw. Jedynie Bianka – bohaterka, wokół której koncentruje się fabuła – otrzymała narrację pierwszoosobową. Prócz większości monologów wewnętrznych i przemyśleń Bianki, powieść zbudowana jest w dużej mierze z dialogów, to na podstawie rozmów bohaterów dowiadujemy się wszystkiego. Chyba jest to pierwsza powieść autorki, w które jest aż tyle dialogów. Na uwagę zasługuje również atmosfera powieści, przesycona skrywaną przemocą, tłumionymi żądzami i wręcz duszna od tajemnic i niedopowiedzeń. Aż chce się podążać tropem opowiadanej historii, w której podejrzany jest niemal każdy bohater. Z właściwym sobie kunsztem Magda kieruje akcją tak, że do końca nie sposób zgadnąć, kto naprawdę stoi za dramatem Bianki. Ja typowałam źle, a osoba prawdziwego sprawcy okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem. Krok po kroku, rozdział po rozdziale autorka podrzucała kolejne informacje, które niczym puzzle, wpadały na właściwe miejsce, kompletując i scalając układankę.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to, no cóż… jakąś sympatią obdarzyłam oczywiście tego, którego nie lubił nikt, łącznie z samą Bianką. Poza tym, w moim odczuciu, bohaterów lubić się nie da. Wszyscy jacyś neurotyczni, pozbawieni woli, mało stanowczy… Bianka, kluczowa postać powieści, jest taką niedorajdą, że gdyby to wszystko było naprawdę, chętnie wyszarpałabym ją za włosy. Bierna, kompletnie pozbawiona woli walki, w milczeniu godząca się na przeznaczony jej los, niepodejmująca żadnej próby wyswobodzenia się z rąk oprawcy… to wręcz niewiarygodne. Ofiary, przynajmniej na początku, przeżywają fazę buntu, przeciwstawiania się swojemu ciemiężycielowi, tutaj wygląda, jakby bohaterka w ogóle nie miała instynktu samozachowawczego…
Książki Magdy Zimniak zazwyczaj koncentrują się na głębszych problemach ludzkich. W „Naszej prywatnej grze” mamy do czynienia z osobowością borderline, zaburzeniami odżywiania i przemocą domową, a wszystko jest połączone spójną i logiczną siecią skomplikowanej i wymyślnej intrygi.
Niestety trochę nie spisała się korekta książki. W niektórych momentach panuje chaos w dialogach, które są podzielone na poszczególne wypowiedzi, mimo że te są wygłaszane przez jedną i tę samą osobę, niektóre zdania warto by przerobić stylistycznie, niektóre są jakby urwane, a przez to dziwnie brzmią, w wielu miejscach zabrakło mi też interpunkcji.
Nie zmienia to jednak faktu, że powieść sama w sobie jest niesamowita, wciągająca, pełna mroku, z napięciem budowanym już od pierwszej strony, a dla mnie liczą się przede wszystkim wrażenia, jakich dostarczyła mi jej lektura.