Przyznam się szczerze, że gdyby nie autorka pewnie nie sięgnęłabym po tą książkę. Nie dlatego, że już sama okładka zwiastuje trudną historię. Ale przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałam o tym, iż taka książka w ogóle została wydana. Premiera odbyła się bez echa. Tak nie powinno być, bo takie książki warto czytać. To z tego typu lektur dziś możemy się dowiedzieć wielu ciekawostek z czasów, kiedy nas jeszcze nie było na tym świecie. W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować Oli za możliwość poznania jej historii.
,,Wniebogłos" to debiut literacki Aleksandry Tarnowskiej. Książka totalnie inna od tych, które do tej pory czytałam. A o czym ona jest? To historia o umieraniu, o tradycyjnym pochówku umarłych, ale także o marzeniach. To historia przedstawiona oczami dwunastoletniego Ryśka.
Rysiek wraz z rodziną i przyjaciółmi mieszka we wsi Tuklęcz. Jego największym marzeniem jest możliwość grania i śpiewania w wiejskiej kapeli. Nie ma jednak odwagi porozmawiać o tym z ojcem. Śpiewa jedynie pieśni pogrzebowe na prośbę babci. Kiedy umiera kolejna osoba we wsi, która słyszała jak śpiewa, ojciec oskarża go, że przez jego śpiewanie ludzie umierają. Jest bowiem przesąd, że pieśni pogrzebowych nie śpiewa się żywym.
Rysiek bardzo to przeżywa i trudno mu jest żyć ze świadomością, że śpiewem odprawił ludzi z tego świata. Mimo to jego chęć śpiewania w kapeli wiejskiej jest tak duża, że marzy o niej dalej, a najbliższe mu osoby wspomagają go duchowo w tym przekonaniu i namawiają by spełnił swoje marzenie.
Czy Ryśkowi uda się spełnić swoje marzenie?
To była trudna historia. Po pierwsze przez język jakim jest ona napisana. To język, którym podejrzewam posługiwali się ludzie żyjacy na wsiach w latach siedemdziesiątych minionego stulecia. Niby wszystko rozumiałam jak czytałam, ale sposób wymowy i słownictwo różniło się od naszego współczesnego. Co niestety początkowo trochę mi doskwierało. Potem jak przywykłam do stylu, to czytało się dobrze.
Po drugie, to książka, która porusza delikatne tematy związane ze śmiercią i obrzędem pogrzebowym. Obrzędy te różnią się od tych współczesnych. Dawniej rodzina, przyjaciele i sąsiedzi żegnali zmarłego z szacunkiem, modląc się, śpiewając i czuwając przy ciele. Uważali, że jeżeli tego nie zrobią zmarły nie zazna spokoju i będzie się błąkał po ziemi. W tamtych czasach, głównie na wsiach, zmarłego żegnano nie tylko modlitwą, ale jak wspomniałam, śpiewem. Były to specjalnie na tą okazję przygotowane tzw pieśni pogrzebowe. Dziś już nie ma tego zwyczaju żegnania umarłych. W ogóle obecnie cały obrząd pochówku został skrócony do minimum, a wszystkie czynności wykonane przy ciele zmarłego oddajemy w ręce domów pogrzebowych. Czy to źle? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Poprostu teraz jest inaczej.
Dziś świat wygląda zupełnie inaczej, ludzie są inni, a także nasze zwyczaje i obyczaje uległy zmianie. Właśnie dlatego warto sięgnąć po taką lekturę jak ,,Wniebogłos", żeby poznać jak dawniej się żyło, pracowało. Jak wyglądał świat i światopogląd ówczesnych ludzi, ich zwyczaje i obrzędy. To wszystko jest szalenie ciekawe i dlatego dziękuję Oli za możliwość poznania tej historii. Choć książka jest fikcją literacką, to jednak opisy tamtych czasów są prawdziwe. Dlatego jest ona niezwykle ciekawą i wartościową lekturą.
Kończąc chciałam pogratulować Oli odwagi, bo napisanie debiutanckiej książki o takiej tematyce, wymagało odwagi. A Was serdecznie zachęcam do poznania Ryśka i jego świata.
Polecam