– Odsłonięcie swoich wrażliwych punktów nie jest oznaką słabości. Raczej daje wszystkim do zrozumienia, że ufasz swojej sile. Wiesz, że zniesiesz każdy ból. To właśnie siła w najczystszej postaci. *
Ciężko jest zaufać i otworzyć się na innych, gdy w życiu spotyka nas coś strasznego. Wtedy bardzo chronimy swoją prywatność, jesteśmy pewni, że tak jest dobrze i podoba nam się życie w pojedynkę. A czasami po prostu się poddajemy, bo uważamy, że zawiedliśmy…
Zarys fabuły
Nash został postrzelony, teraz zmaga się nie tylko z bólem ran po postrzale, ale i depresją. Jest obojętny na wszystko, co się dzieje wokół niego i jedynie czego pragnie, to by zostawić go w spokoju. Do czasu, bo gdy pojawia się Lina, mężczyzna zaczyna coś czuć. Znowu zaczyna oddychać i znajduje siłę, by działać. Robi więc wszystko, by przedrzeć się przez mury obronne kobiety. Niestety Lina ma pewien sekret, który może wszystko zniszczyć…
Pierwszy tom serii Knockemout podobał mi się tak bardzo, że niezwłocznie musiałam zabrać się za drugi. To, co skrywamy przed światem to już historia Nasha i Liny, ale z całą pewnością nie jest gorsza od poprzedniej. Mogę nawet śmiało rzec, że jest równie wspaniała!
Moje wrażenia
Zabierając się za To, co skrywamy przed światem, już wiadomo, czego można się spodziewać po tej historii, jeśli chodzi o styl pisania, ale nie da się przygotować na zawarty w książce ładunek emocjonalny. Bo to nie tylko romans, ale też opowieść o demonach tkwiących głęboko w nas, naszych strachach i bolączkach. To też niesamowity humor ukazany w ciętych dialogach, czy komicznych sytuacjach. To porywy serca, przyjaźnie, nutka niebezpieczeństwa, ciągła akcja i zwroty akcji, od których naprawdę się oderwać. No i ten małomiasteczkowy klimat, och jak cudownie został ukazany z jego wszystkimi wadami oraz zaletami.
Słów kilka o bohaterach
Tych dwoje jest jak ogień i woda, ale rany, nie da się ich nie kochać. Charakterystyka tej dwójki okazała się bardzo złożona i poznawanie tego, co myślą i czują, było fascynujące. A co ważniejsze, całkowicie rozumiałam ich wszystkie lęki i działania. Jest coś w tym, że nasze przeżycia nas kształtują i czasami trudno poukładać sobie w głowie pewne sprawy. Fajnie, że tutaj go sobie dawali, że popełniali błędy i się na nich uczyli. Słowne przepychanki, chemia i wzajemna troska, to wszystko pokazywało, że do siebie pasują. I kocham Nasha za to, jak wytrwale i ze zrozumieniem postępował z Liną.
Na zakończenie
Nie wiem, co takiego jest w książkach autorki, ale To, co skrywamy przed światem, to kolejna powieść, którą pochłonęłam pomimo tych prawie 700 stron. Z zapartym tchem przewracałam kolejne strony i uśmiech nie schodził mi z twarzy, bo nawet poważne i niebezpieczne sytuacje miały w sobie nutkę humoru. To jedna z tych historii, przy których tracisz poczucie czasu i zupełnie się tym nie przejmujesz, ja żyłam losami bohaterów i z radością przenosiłam się do tego małego miasteczka. Uwielbiam motyw slow burn i ta książka to idealny przykład takiego rozwoju relacji. Jestem zachwycona, oczarowana, rozbawiona, wzruszona i czuję, żal, że to już koniec tej opowieści. Zakochałam się w tym miasteczku i jego mieszkańcach. Może mnie ktoś tam przenieść?
Nie zniechęcajcie się gabarytami To, co skrywamy przed światem, bo tak jak poprzedni tom, książkę czyta się ekspresowo i przeżywa całym sobą. Piękna opowieść o niesamowitej odwadze. Warto pamiętać, że czasami warto zaryzykować i się otworzyć na innych, nawet gdyby miało to nas zranić. Ja polecam oba tomy, a w oczekiwaniu na To, co chcemy zostawić za sobą, pewnie będę wracać do tych dwóch części. Chyba się troszkę uzależniłam…