Pisząc o popkulturze, o ulubionych książkach, filmach, serialach, czy wszelakiej maści innych tworach prezentujących treści z rozmaitych Uniwersów lub małych nazwijmy to ,,okolicznościowych Światów”, tzw. jednostrzałowców, dość często podaje się daty – wydarzenia lub ramy wydarzeń, które w tym a tym roku, w tym a tym miejscu miały miejsce, po prostu się wydarzyły, w ten sposób odciskając nieprawdopodobny znak ot pozytywne piętno, i zarazem wtłaczając swego rodzaju kamień węgielny pod rozwój danej części popkultury, danego gatunku, czegoś związanego z kulturą kina, literaturą i temu podobnym. Tak, bo chodzi tu o ,,tą kartkę z kalendarza” i różnego rodzaju konkretne okoliczności, które to wywarły nieokreślony wręcz, niemierzalny i nieosiągalny przez nic podobnego z perspektywy czasu bezcenny wpływ na całą masę ludzi, których życie dzięki takiemu wydarzeniu w sferze swoich obecnych i przyszłych pasji oraz zainteresowań zmieniło się raz na zawsze.
Jedne z tych dat, o których dziennikarze, krytycy popkultury, recenzenci czy nawet znawcy kina i teoretycy piszą, rozmawiają, przekazują swą opinię na ten temat, a które to w tym zakresie bezbrzeżnego wpływu na sferę rozrywki tudzież kultury oraz ich ,,wyznawców” , najczęściej oddanych geeków, nerdów i pasjonatów uważane są przez nich za jedne z najważniejszych w dziejach wszelakiej rozrywki, to lata: 1977 i 1979. To właśnie te podane niniejszym daty, to okresy na ,,Osi Czasu Kultury i Dobytku Filmowego Ludzkości", które dzieli od siebie jedynie 2 lata, a do których to z perspektywy Anno Domini 2024 mamy 45 i 47 lat - a to w skali ewolucji technologii, które tworzą rozrywkę, ewolucji form jej przedstawiania w danych mediach (film, serial, komiks, książka) i temu podobne aspekty kreujące popkulturę w najrozmaitszych formach, jest wręcz astronomicznie sporą różnicą, ot zawierająca w sobie prawie 50 lat czyli prawie 3 pokolenia twórców i fanów - to daty, które raz na zawsze zapisały się nie tyle co w samej ogólnej popkulturze, ale przede wszystkim w historii kina i kanonu kultury fantastyki naukowej. Pierwsza z nich, niezapomniany 1977 rok, to data niezwykłej premiery kinowej, nie licząc samego procesu ,,krwawienia Georga Lucasa” nad scenariuszem do tegoż to dzieła, jego prac reprodukcyjnych i samych zdjęć do obrazu, oraz wojny ze Studiami o finansowanie produkcji, która stanie się przyszłą perełką sci-fi: to rok wyłonienia się do tkanki debiutów wielkich hitów filmowych oraz do tkanki tworzącej ciało kultury masowej ,,Gwiezdnych Wojen”, nazwanych później: ,,Gwiezdne Wojny. Epizod IV: Nowa Nadzieja”. To 47 lat temu, 25 maja w amerykańskich kinach zadebiutował film tak fenomenalny w całej swej strukturze, także w wydźwięku, który powodował tym, co i jak ukazał oraz jak wpłynął na widzów na całym świecie, że najzwyczajniej ot tak nie da się ująć w żadne ramy zwykłego i klarownego opisu jego gargantuicznego wpływu na media, dziedzictwo kulturowe, a także na zwyczajnych ludzi lubiących dobre treści w obrębie rozrywki, a szczególnie na tych zakochanych w świecie naukowej fantastyki. Kreacja Mocy, to, że jest ona w pewnym sensie czystą energią, polem, siłą, która występuje wszędzie i zawsze, że buduje Galaktykę, w której ,,dawno, dawno temu…” rozgrywają się nasze ukochane ,,starwarsy”; ta niezapomniana kreacja Jedi, Sithów, Imperium i Rebelii, czyli klasyczny pojedynek dobra ze złem w nowej stylistycznej, formą i gatunkowo odsłonie - tego wszystkiego nie sposób zapomnieć, nigdy: czy to teraz, czy za setki lat. Ale, tak samo jak 1977 rok okazał się tym swoistym, niezatapialnym i niedotykalnym prawem, tym czymś, tą datą, która ruszyła kulturę sci-fi, a mówiąc nieco wężej Space Fantasy także Space Opera bardzo, ale to bardzo do przodu, tak podobnego kalibru wagą dla ,,masówki”, takowym absolutem z którym się nie dyskutuje, okazał się wspomniany również wyżej 1979 rok, który z tym 1977, cóż, ma więcej wspólnego, jak i z samymi Gwiezdnymi Wojnami, niż początkowo moglibyśmy przypuszczać.
1979 r. jest dla kina, gatunku horroru, thrillera, z którymi to sprawnie można połączyć suspens oraz przede wszystkim omawiany niniejszym Sci-Fi, gdzie sporo rozgrywa się ,,gdzieś tam w przestrzeni kosmicznej” wyjątkowy z jednego konkretnego powodu. 45 lat temu, i to żeby żaden niedowiarek nie marudził, że to tylko zbieg okoliczności: dokładnie 25 maja, w ten sam dzień, tylko że dwa lata później, co debiut kinowy ,,The Star Wars” George’a Lucasa, miała miejsce premiera filmu brytyjskiego, dotąd słabo znanego, reżysera i scenarzysty Ridleya Scotta: „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Nie inaczej, ten dzień przeszedł w sposób bezpardonowy do historii – dał możliwość wybrzmieć po raz pierwszy na całym globie filmowi, w którym z biegiem lat, a w szczególności w ujęciu na ten aspekt w czasach obecnych, ot z perspektywy czasu i niebagatelnego zbierania przez tą pozycję solidnego doświadczenia, stawał się tak istotnym dla kultury fantastyki naukowej w obrębie możliwości łączenia jej nie tylko z czystą ,,sensacją” bądź ,,akcją”, ale przede wszystkim z horrorem czy thrillerowym filmem, a dla samej kinematografii ze względu na wniesienie pewnego stylu do organizmu kinowych możliwości, również technik i innych rozmaitych innowacji, które nadały kinu kierunek rozwoju dotąd nigdy nieosiągalny tak genialnym i wybitnym dziełem, że sam obraz R. Scotta, sama ta data stały się niezaprzeczalnie dla naszego dziedzictwa kulturowego bezcenne, praktycznie na równi z ,,Gwiezdnymi Wojnami” papy Lucasa.
W taki oto skrótowy, można napisać ,,i tym samym", sposób Ridley Scott stworzył absolut i prawo uniwersalne jeśli chodzi o horror, rozgrywany w ciasnych i zamkniętych pomieszczeniach, na dodatek osadzony w równie tajemniczej i pustej przestrzeni kosmicznej, a nie bezpiecznej i pewnej planecie czy jakiejś asteroidzie. Bo to jest coś czego nie można podważyć i coś, co będą oglądały następne pokolenia - brytyjczyk dokonał rzeczy wręcz niesłychanej. Z połączenia odpowiednio klimatycznego, ze specyficzną powoli rozwijającą się atmosferą horroru z science fiction, rozgrywającego się w rozległej upstrzonej miriadami gwiazd przestrzeni kosmicznej, gdzieś tam w jego pustce i ciszy… ,,gdzie nikt nie usłyszy twojego krzyku” narodziła się uznawana po dziś dzień jako klasyk i arcydzieło światowego kina i kultury masowej w ogóle, wbijająca po wielokroć w fotel produkcja. To film, którego tytuł już znamy, „Obcy – 8-my pasażer Nostromo”, którego to sama nazwa jest dowodem na nieznane ludziom zło. Tym złem okazuje się ru pewien, mówiąc delikatnie, ,,maszkaron”, ot kreatura odporna na zimno, ciepło, uderzenia, na cholernie szkodliwe dla zwykłego ,,biologicznego życia” ekstremalnie śmiertelne warunki atmosferyczne i temu podobne. Owe ,,to coś”, to obrzydliwe paskudztwo nazwano ,,Xenomorphem”. Ziejąca kwasem paskuda, o bardzo wydłużonej, odstręczającej wyglądem czaszce, z kościstym amorficznym ciałem, o barwie trupiego grafitu. To istota, która kocha dziki mord i czyhanie na swe ofiary w zaciemnionych zakamarkach korytarzy okrętów kosmicznych. I jednym z nich właśnie stał się statek ,,Nostromo” z omawianego niniejszym kanonicznego obecnie filmu Scotta. To na nim straciło życie większość załogantów, ocalała tylko jedna osoba: Ellen Ripley. Pozostałej 6-tki ,,krzyku błagającego o pomoc i ocalenie w obliczu ataku przerażającego Xenomorpha… nie usłyszał nikt”. Tak narodziła się legenda, tak powstał film, na którym chciałbym się znaleźć podczas jego premiery, te 45 lat temu, w jednym z amerykańskich kin; chciałbym poczuć to samo odbierające mowę i oddech przerażenie, które czuli widzowie, którzy wtenczas nieświadomi co ich tak naprawdę czeka, wygodnie zasiedli przed kinowymi ekranami z colą i tubą popcornu przy sobie, aby zanurzyć się w ,,przyjemnej” rozrywce.
Niestety, bycie wtedy tam… na tej cholernie ważnej z perspektywy czasu dla kolejnej po debiucie ,,The Star Wars” George’a Lucasa stanowiącej Kamień Węgielny pod dalszą rewolucję kinematografii w gałęzi fantastyki naukowej i filmów, ot teoretycznie wysokobudżetowych, produkcji tłumaczonej w języku polskim po prostu ,,Obcy - 8-my pasażer Nostromo”, to mimo pięknych chęci i pasji tylko i aż marzenie ściętej głowy. To marzenie może stać się nieco bardzie realne, jakby dotykalne, dzięki pewnej publikacji w formie przewodnika poświęconego długiej, wyczerpującej, zagadkowej i multi-etapowej, będącej procesem procesów nie tyle realizacji, co ,,drogi”, ot aktu produkcyjnego, jaki musiał przejść ów ,,Obcy” z 1979 roku, aby stać się tym kim jest obecnie, aby zapisać się w świadomości mas po wieczność, której to jesteśmy częścią. Ten nazwijmy to ,,album okolicznościowy” to nader odważna publikacja autorstwa m.in. J. W. Rinzlera. Przyjmuje ona formę ,,opasłej nieforemnej książki”, wydanej, opartej na dość dużej kwadratowej bryle, z twardą okładką na wykończeniu i ciekawą stylistycznie obwolutą – choć jeśli chodzi o polskie wydanie od ,,Vesper”, jeśli byłaby taka możliwość osobiście wybrałbym inną grafikę na przód obwoluty, jaką tą bardziej zlaną i kolażową kompozycję. Jednak najważniejsze jest to epickie, bo dość efektywnie nakreślone wypełnienie publikacji: w warstwie historycznych wręcz odpowiednio wstawianych, strona po stronie, materiałów archiwalnych. To delikatnie ponad 300 stron totalnego ,,profesjonalizmu” pod względem odpowiedniej wiedzy potrzebnej do ukazania tego co kryło się, jak długo to trwało, kto był w to wszystko zaangażowany, i jakie były z tym związane ,,siatki powiązań i relacji”, za powstaniem ,,8-ego pasażera Nostromo”. Nie inaczej, w ,,Jak powstał Obcy” znajdziemy, choć to po trochu subiektywne sprostowanie: sądzę wszystkie najistotniejsze treści, tajemnice, zagwozdki, zdjęcia, dziwne kadry, specyficzne fakty, fragmenty reportażu i wywiadu, materiały graficzne, relacje z planu zdjęciowego do głównego filmu z 1979 roku i naprawdę całą, całą masę ,,contentu”, którego to byśmy się nie spodziewali tu ujrzeć, a który uchyli rąbka tajemnicy na temat tego: jak w ogóle powstał pierwszy film z serii ,,Obcy”, jak przebiegała jego pre-produkcja, zdjęcia czy proces post-produkcji.
Nie starczyłoby kartek w Wordzie, a by opisać to w niniejszej recenzji i omówieniu tego jak daleko sięga książka Rinzlera za - mówiąc delikatnie - co najmniej ,,kulisy” przedsięwzięcia jakim była produkcja i realizacja horroru sci-fi o załodze Nostromo i kosmicznym Xenomorphie, który to obraz raz na zawsze zmieni popkulturę, nie tylko w swoim nurcie, ale prawdopodobnie w ogóle. Najlepszą odsłoną wydania była sekcja poświęcona ,,ściąganiu Hansa R. Gigera przez Scotta do pracy nad projektem Obcego w różnych fazach rozwoju, a także nad wszystkim, co miało (i w końcu tak się stało!) w dziele Brytyjczyka przerażać i odpychać, co ma być tą grozą; pięknie opowiedziana była część albumu, w której sam Giger pracował stricte na planie zdjęciowym do dzieła Scotta ze swoimi projektami; nie zapominajmy o tej części wydania, w której Rinzler opisywał jak powstawały scenografie i efekty praktyczne do ,,Nostromo”. Co by nie było, cały przewodnik powinien zyskać na szacunku u każdego, kto interesuje się kinematografią, procesem twórczym i realizacyjnym w filmie czy serialu oraz gatunkiem sci-fi oraz horrorem.