O powieści Julii Rejent słyszałam już kilkukrotnie, jednak wcześniej nie miałam okazji sięgnąć po jej twórczość. Zmieniło się to stosunkowo niedawno, kiedy na moją półkę trafił pierwszy tom cyklu More. Historia Any okazała się dosyć ciekawym literackim doświadczeniem, ale więcej o niej w recenzji poniżej.
Annabelle jest osobą dość zamknięta w sobie, a jednocześnie sprawia wrażenie rozkapryszonej nastolatki i traktuje wszystkich z wyższością. W domu musi znosić stale nieobecnych rodziców oraz uprzykrzającą życie opiekunkę, która za główny cel wzięła sobie zniszczenie Anie życia. Kiedy dziewczyna po raz kolejny robi kobiecie na złość, ta postanawia wysłać zbuntowaną nastolatkę do szkoły publicznej. Tam Ana będzie musiała dostosować się do nowych zasad i rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto zdecydowanie wrogiem. Jej uwagę zwraca Nathan, jednak uparcie stara się trzymać od niego na dystans. Czy mimo tego chłopakowi uda się zdobyć serce dziewczyny? Czy Annabelle uda się uwolnić od toksycznej opiekunki?
Zaczynając lekturę tej powieści, nastawiona byłam całkiem pozytywnie. Pierwszy rozdział okazał się co prawda niezbyt zachwycający, jednak uparcie nie dopuszczałam do siebie myśli, że książka mogłaby mi się w ogóle nie spodobać. Myślę, że dzięki temu z czasem tak dobrze pochłaniało mi się tę historię i ostatecznie wypadła ona w moich oczach naprawdę dobrze.
Główna bohaterka z początku nie do końca przypadła mi do gustu, ale myślę, że to nie dziwi nikogo. Nie przepadam za tego typu charakterami, więc i w jej przypadku nie mogło być inaczej. O dziwo jednak, z czasem okazało się, że Annabelle ma o wiele więcej zalet, które w pewien sposób sobie cenię i jednocześnie piekielnie utrudnione życie – pod kątem rodzinnym i psychologicznym. Uważam, że Julia Rejent bardzo dobrze wykreowała tę bohaterkę i muszę tutaj to docenić — liczę na to, że w kontynuacji nie nastąpi regres.
W The most pojawia się wątek romantyczny, jednak ja o dziwo bardziej skupiłam się i o wiele bardziej zainteresowana byłam wątkiem związanym z rodziną głównej bohaterki. Tych ludzi spotkała prawdziwa tragedia, ale jeszcze większym ich problemem okazało się dosłowne uśmiercenie ich dziecka jeszcze za życia — takiego braku zainteresowania i braku jakiejkolwiek refleksji w stosunku do Any nie potrafię nazwać inaczej.
Julia Rejent ma zaskakująco dobre pióro i powiem szczerze, że ta lekkość w jej twórczości bardzo przypadła mi do gustu. Cieszę się, że autorka nie uciekła tylko i wyłącznie w ten wątek romantyczny, a dosyć szczegółowo skupiła się na relacjach rodzinnych głównej bohaterki oraz jej pewnego rodzaju przemianie – kiedy ta rozkapryszona nastolatka z pierwszych stron zaczyna zauważać o wiele więcej zalet świata zewnętrznego.
Myślę, że The most to naprawdę ciekawa pozycja, która może nie jest najlepszą książką, jaką przeczytałam w tym roku, ale zdecydowanie należy do tych bardziej wciągających i angażujących. Na pewno będę sięgać po kontynuację, bo jestem ciekawa tego, w jaki sposób autorka poprowadzi tę historię dalej. A jeśli Wy potrzebujecie akurat przeczytać coś bardziej z gatunku YA, co może okazać się dobrą odskocznią od codzienności, to polecam Wam ten tytuł.