“A w mojej duszy gniła prawdziwa ciemność i nikt nie chciał tej dziewczyny. Łącznie ze mną”.
[ współpraca reklamowa: @niezwyklezagraniczne ]
Stevie Colvin nie uznaje związków. Wszelkie relacje sprowadza do tego poziomu, że nawet nie zapamiętuje imion osób, z którymi spędziła noc, nadając im disneyowskie przezwiska. Jest ich zbyt wielu, żeby spamiętać każde imię, ale również nie widzi w tym sensu, skoro i tak niedługo nie będzie ich w jej życiu.
Jednak jest kilka osób, które wyryły się w jej pamięci. Jedną z nich jest Christopher Singer, nazywany przez nią Tarzanem. Ich relacja od początku była skomplikowana, w końcu oboje są mistrzami w uciekaniu od zobowiązań. Stevie chce o nim zapomnieć, ale nie potrafi wyrzucić go z głowy.
Stevie i Chrisa mieliśmy okazję poznać w poprzednich tomach. Autorka wtedy pokazała nam tę rozrywkową stronę życia, które wiedli. Takie z lekkim podejściem do świata, bez perspektyw na długotrwałe relacje. Jednak teraz dostaliśmy okazję poznania ich od całkowicie innej strony. Bohaterowie są w ogromnej rozsypce. To, co dostajemy w tej książce, to potężny ładunek emocjonalny z naprawdę głęboką historią, która rani już od samego początku.
Bardzo lubię tę serię, ale przyznam, że ta część całkowicie przebiła poprzednie. Nie spodziewałam się, że Steavie za maską rozrywkowej dziewczyny, będzie skrywała tak wiele bólu. Chyba nie byłam na to gotowa. Myślałam, że będzie to troszkę lżejsze… Nawet zdarzyło mi się uronić kilka łez.
Główna bohaterka mimo, że ufa swoim bliskim, nigdy tak naprawdę nie opowiedziała im swojej historii, tego, co ją spotkało. Chciała miłości, a została obdarta całkowicie z godności. Ten sekret, który sukcesywnie chowa przed światem, wyniszcza ją od środka. Teraz rozumiem, czemu jej postawa była taka, a nie inna. Jej sposobem na radzenie sobie z problemami była ucieczka. Myśl o utracie kolejnej ważnej dla niej osoby całkowicie ją paraliżowała. Dlatego wychodziła z założenia, że jeśli nie wpuści nikogo do serca, to nie zostanie zraniona.
Relacja Stevie i Chrisa od początku była skomplikowana. Dwa lata temu rozstali się w napiętej atmosferze, bez wyjaśnienia sobie wszystkiego… Ale los postanowił na nowo skrzyżować ich drogi. Przez lata uparcie wypierali uczucia do siebie, strach przejmował nad nimi kontrolę. Pomimo przeciwności i wewnętrznych obaw podjęli walkę o wspólną przyszłość. Razem działali niczym wspólny organizm, idealnie się dopełniając. Byli dla siebie ratunkiem.
Podsumowując, uważam, że “The Boy Who Makes Her Angry” jest bolesną książką z ogromnym przekazem. Pokazuje, jak wiele do życia może wnieść bezwarunkowa miłość i wsparcie bliskich. Rodzina to nie tylko więzy krwi.