Interpretacja wzajemnego stosunku wiedzy, czyli zespołu empirycznych obserwacji świata, i wiary religijnej, to pole minowe będące wynikiem wielu poziomów problemów. Wszystkie one są czysto ludzkie, bo to człowiek je artykułuje, analizuje i poddaje ocenie pod względem poprawności. Z różnych powodów, głównie historycznych, to filozoficzny język dominuje podczas prób radzenia sobie z istotnymi i nieistotnymi tu kwestiami spornymi. Ksiądz i doktor teologii Tadeusz Pabjan poszukuje uzgodnień (jako spójnych narracji) dla katolickich przekonań religijnych i nowożytnych nauk (zwanych dość archaicznie, z punktu widzenia przyrodników, ‘naukami szczegółowymi’). Niewielka książka „Anatomia konfliktu. Między nowym ateizmem a teologia nauki” stanowi połączenie ciekawych stwierdzeń koncyliacyjnych, zbyt łatwego odrzucenia pewnych faktów, kilku uproszczeń i błędnych założeń aksjomatycznych. Tekst księdza jest napisany z punktu widzenia filozofa wierzącego, co nie byłoby problemem, gdyby nie stawiane w niej tezy. Praca jest w jakimś sensie odzwierciedleniem polskiego stanu katolickiej interpretacji filozofii nauki. Docent nie przekonał mnie do własnych argumentów i chciałbym wykazać, że to nie jest tylko kwestia struktury Jego i mojej wiary (w cokolwiek). Z drugiej strony otwartość na irrelewantny wobec transcendencji język nauki pozwala na kilka ciekawych interakcji intelektualnych z księdzem.
Może najpierw trochę ogólnych uwag o książce, jako reprezentantce nurtu ‘postępowej’ filozofii teologicznej. Antropomorfizacja Boga. Adwersarz osoby wierzącej, który poddaje krytyce boskie przymioty, szybko traci grunt, gdy z drugiej strony dostaje zasadną replikę: ‘ale Bóg nie jest taki, jak ci się wydaje’. Ksiądz w książce jednak sam dokonuje wielokrotnie takich interpolacji Boga, wychodząc poza niepojętość (np. : stworzył, działa poprzez tzw. przyczyny wtórne , respektuje prawa przyrody, rezyduje w świecie pozafizykalnym, …). To jednak są obserwacje, które nie dają się uwspólnić intersubiektywnie na wszystkich ludzi. Co ważniejsze, Pabjan zakłada, że wiele spośród prawd wiary, to aksjomaty wstępne do dyskusji z nauką. To jest z oczywistych dla mnie względów nadużycie. Nietrudno się dyskutuje korespondencyjnie z kimś (czyli czytelnikiem), jeśli dokonuje się zawężeń zasadnych możliwości do pewnej ustalonej arbitralnie klasy fenomenów stanowiących niewielki podsystem dla własnej metafizyki. To, co wyklucza się w ten sposób z dostępnego poznania (fizykalnego, materialistycznego, ateistycznego, scjentystycznego – obojętne którego, choć do kilku tych pojęć wrócę poniżej), staje się bezmiarem interpretacji nieskończoności zasiedlanej przez struktury własnej wiary. Dla mnie to dość niepojęty punkt startu do dyskusji o styku nauki i wiary.
Mój kluczowy zarzut metodologiczny do pracy dotyczy zastosowanego w niej ‘wytrychu językowo-formalnego’ otwierającego tylko te drzwi, które chce autor. Skoro nauka nie wie wszystkiego (banał), to wstępnie nie można negować całej klasy domniemań wierzących o transcendencji. Nie można, choć istnieje poważny stopień uprawdopodobnienia negacji, wywodzony z faktu wielości sprzecznych wiar i istnienia jednej nauki. Zasadniczo, mamy tu ‘stety-niestety’ do czynienia z trójwartościową logiką, która wypacza nieco prostą zasadę wyłączonego środka (że istnienie i nieistnienie pociągają za sobą wybór jednej opcji w wyniku odrzucenia drugiego stanu logicznego) (*). Prawidłowa postawa wobec obserwowanej rzeczywistości musi uwzględniać agnostycyzm. Pabjan udaje, że nie jest to stan wystarczająco płodny w przydatne wnioski, choć faktycznie zmuszałby on go do wywrócenia konstrukcji prowadzącej do ’Boga osobowego katolicyzmu‘ (a dokładniej nie mógłby tak szafować listą wprost podanych i niewypowiedziane założonych aksjomatów, które operacyjnie należałoby traktować jako roboczą hipotezę). Oczywiście ksiądz pokazuje, jak należy/wypada/warto pracować nad konsensusem akurat katolicyzmu z nauką, ale bez wpisania tego rozważania w szerszy kontekst, cała logika blaknie nieuchronnie. Stosując opresję słowną, autor wymyka się wielu pytaniom i problemom, choćby takim:
- Ponieważ nie da się rozsądnie uwspólnić sensu pojęć typu: ‘stworzenie’, ‘istnienie’, ‘pozafizykalny’, to konsekwencje ich zastosowania przez autora są nieproduktywne.
- Na jakiej postawie zakłada, że pozafizykalny świat jest nieskończenie bogatszy od tego poddawanego eksperymentom nauki?
- Dlaczego z wiary, dogmatów, objawienia ma wynikać fundamentalny – ontologicznie nieuchronny - pozamaterialny choć osobowy Bóg?
Powyższe zagadki są według mnie poważne o tyle, że w ich świetle cała reszta dyskusyjnej jakości wniosków Pabjana nie da się utrzymać w ryzach. Nad tekstem książki unoszą się pojęcia, wokół których przez wieki zbudowano symbolizm przekraczający jakoby ludzkie życie – ‘stworzenie’, ‘cel’, ‘sens’. Pierwsze jest wątpliwe w związku z możliwością kwantowego zjawiska fluktuacji prowadzącej do powstania ‘z niczego’ materii rezydującej kosztem własnej energii potencjalnej (to nie jedyna hipoteza naukowa w tym temacie), zaś drugie i trzecie pojęcie, to dla mnie próba przejścia z antropomorfizacją na wyższy poziom, gdzie ‘zimny’ materializm obudowuje się wyjaśnieniami wykraczającymi poza zwykły klasyczny determinizm, problem holizm-redukcjonizm czy losowość i przypadek. Budując nieoperacyjną hierarchię bytów – epistemicznych (ziemsko poznawalnych, zasiedlanych przez zdarzenia przygodne) i ontycznych (obiektywnie istniejących, wynikających z pierwszej przyczyny) – autor dokonuje istotnego samoograniczenia, które religijnie jest cnotą, ale naukowo-poznawczo uchybieniem. We wstępnych rozdziałach Pabjan kreśli obraz filozofii nauki, jako dwugłosu – nauki i teologii - które z jednej strony mają się metodologicznie różnić fundamentalnie, z drugiej uzupełniają się nieuchronnie. Dla mnie nie ma w tym wiele sensu, nawet jeśli żongluje się pojęciami, które nabyły kiedyś niemal religijnego statusu semiotycznego. Nauka ma sukcesy nie dlatego, że wszystko w niej jest zawiłe, trudne, ujęte w skomplikowane języki dyscyplin. Ona działa dzięki kumulacji, stawianiu hipotez roboczych, ciągłemu weryfikowaniu i mocy predykcji, rozszerzającej funkcji teorii, itd.
Szczególnie przykro (w związku z zainteresowaniami Pabjana fizyką) było czytać o wąskim rozumieniu materializmu. Doktor zapomina, że miłość, informacja, piękno, … nie mają racji bytu (nie istnieją w potocznym znaczeniu) w świecie pozbawionym materii. Bez materii (chociażby jako masy-energii sterującej losami Wszechświata) nie da się zbudować emergencji otaczającego nas świata bodźców. Sprowadzając codzienność nauki do materializmu (rozumianego jako ‘zimnego’ subsystemu naszej ludzkiej egzystencji), chyba nie odrobił lekcji ze statusu wielu nauk. Próba deprecjonowania fizykalizmu, materializmu, scjentyzmu ,… ( jako ułomnych w argumentacji, a w zamyśle niewystarczających) pozwoliło autorowi na zgrabne przejście do metafizyki, ale koszt takiego skrótu jest duży. Jest nim mętność i emocjonalnie zaszyta perswazja. A przecież z faktu, że kwiat zbudowany jest z atomów nie wynika automatyczna anihilacja estetyczna dostępnej palety wrażeń z przebywania w ogrodzie.
Plusy? Są, i to dość ciekawe i ważne. Infantylna koncepcja ‘Boga dziur’, Inteligentny projekt i cała klasa niezbyt rozumnych stanowisk antydarwinowskich – wszystkie zostają przez Pabjana jednoznacznie odrzucone. Dość sprytnie rozbraja potencjalne miny adwersarzy, boski ‘wkład’ opisuje jako działanie zgodne z prawami przyrody (choć dla mnie to kolejny przykład niuansowania własnej wiary poprzez modelowanie jej do aktualnego stanu nauki, co każdy ‘postępowy’ kościół musi czynić mając instynkt samozachowawczy). W pierwszych rozdziałach, dość ciekawie pozbierał kluczowe stanowiska z pogranicza filozofii nauki i teologii. Odrzucając dwa skrajne stanowiska (te z podtytułu książki), pozostaje w nurcie ‘tarnowskich’ teologów uprawiających filozofię nauki – szuka zgodności przede wszystkim fizyki, kosmologii i ewolucjonizmu z prawami wiary katolickiej. Takie rozszerzenie świata doświadczanego empirycznie, by obejmował grupę zagadnień wiary, wymaga sporej gimnastyki, w czym Pabjan jest dość dobry. Ale to zaledwie jedna z możliwości. Trudno się prowadzi równorzędny dyskurs, gdy z jednej strony jest nauka aprobowana/akceptowana/rozwijana/weryfikowana/uwspólniana/kumulowana przez ludzi różnych kultur i kontynentów, a z drugiej jedna spośród dziesiątek (zapewne co najmniej tyle ich mamy – jeśli skupić się na wiarach z osobowym Bogiem) wizji świata poza-rzeczywistego. Co paradoksalne, ta ‘nierówność’ jest zupełnie różnie rozumiana. Z punktu widzenia wiary jest to jej zwycięstwo argumentacji, bo zderzenie: ‘moje przekonania niepodlegające dyskusji’ kontra ‘wąska naukowa interpretacja świata sprowadzona do materii’ sugeruje jasno wynik konfrontacji. Dla nauki to: ‘powszechna wiedza, która sprawdza się wszędzie, choć nie wie wszystkiego’ kontra ‘zespół niedowiedliwych, poprzez analizę typu przyczyna-skutek, przekonań jednej z wielu religii’ z również jasnym rozumieniem słowa ‘nierówność’. Problem ostatecznie polega na tym, że niewiedza jest polem dowolnej interpretacji. Nauka mówi ’nie wiem’, a wiara w tym miejscu ma system aksjomatów moralnych i zbiór zasad nawiązujących do metody naukowej. Tego nie da się uzgodnić, wbrew stanowisku autora książki. Ksiądz, bardzo obiektywnie opisując klasy postaw wobec statusu interakcji nauka-religia, optuje za koncepcją ważnego, twórczego, potrzebnego ich uzupełniania się. Zapożyczona z mechaniki kwantowej Bohra ‘komplementarność’ wydaje się doktorowi optymalne dla budowania tej jedności.
„Anatomia konfliktu” to książka ciekawa, trudna, czasem bałamutna. Jako aktywator do niezgody – świetna, jako źródło odrzucenia licznych uproszczeń – dobra (bo sama ich trochę generuje jednocześnie). Największy jej minus, to unosząca się nad tekstem aksjomatyzacja tam, gdzie wypadało postawić hipotezy. Zdecydowanie poleciłbym kilka innych książek (tych ze skraju sceptycznego wobec tez Pabjana), które twórczo rozwijają moje argumentacje. (**)
Poniżej DOSTATECZNA – 5.5/10
=======
* ‘Istnienie’ to dość zawiłe i płynne pojecie. Jak wykazuje logika analityczna, ‘istnienie’ nie jest predykatem II rzędu, czyli nie da się dowieść negacji zdań egzystencjalnych na gruncie logiki. Oczywiście Pabjan mógłby podpierać się tezami, że empiryzm logiczny nie jest jedyną metodą budowania sądów zasadnych, ale to już byłaby dyskusja wykraczająca poza ramy tej niewielkiej książki i założonej w niej struktury argumentacji.
** Cztery bardzo ważne prace, według mnie, to: „Odczarowanie” D. Dennett; „Bóg. Błędna hipoteza” V. Stenger; „Filozofia religii” red. J. Hołówka, B. Dziobkowski; „Granice niewiary” J. Woleński