"Dwa słodkie aniołki w błękitnych ubrankach. Dwa słodkie aniołki w błękicie. Ale zły los je rozdzielił."
Ten cytat stanowi kwintesencję powieści, jej skrót fabularny, główne motywy oraz podsumowanie...
To w dużym uproszczeniu! A konkretniej? No cóż, dochodzi do porwania trzyletnich bliźniaczek - dodam, bliźniaczek jednojajowych, co jest o tyle istotne, że owe bliźniaczki będą się porozumiewać telepatycznie, kiedy zostaną rozdzielone.
Porywacze żądają wysokiego okupu, mimo że rodzina nie należy do majętnych. Z pomocą zaś, w tej głośnej i medialnej sprawie przychodzi firma, w której pracuje ojciec dzieci. Cały ten wątek jest nieco naciągany, chociaż - mam wrażenie niezbędny autorce do poprowadzenia fabuły, śledztwa i jako takich zwrotów akcji.
Mała Kathy szczęśliwie wraca do rodziców, a chora Kelly staje się kaprysem kidnaperki i zostaje zatrzymana. I tu kolejny niezbyt udany zamysł autorki, bowiem nagle niestabilna emocjonalnie i psychicznie kobieta, która nie grzeszy bystrością, bez żadnego problemu wyprowadza w pole zleceniodawcę i mózg skrupulatnie zaplanowanej i przygotowanej operacji... Robi co chce i jak chce, a mimo wielu błędów przez dłuższy czas pozostaje nieuchwytna zarówno dla wspólników jak i detektywów...
A co z niebieskimi ubrankami? Ten właśnie motyw niebieskich sukieneczek, jako poważny trop w śledztwie, wraz z informacjami uzyskanymi od Kathy, jako telepatia występująca w przypadku bliźniaczej relacji, są elementami, które znacząco wpływają na przyspieszenie akcji.
O ile lubię w literaturze motyw niezwykłej więzi występującej między bliźniakami jednojajowymi, to tutaj niestety spotkał mnie spory zawód. Owszem autorka w dużej mierze oparła fabułę powieści na tym pomyśle, jednak tak naprawdę potencjał zagadnienia został zaprzepaszczony. Nie znajdziemy tu pogłębionej analizy tego zjawiska, naukowych odniesień czy choćby testów, badania tej kwestii, mimo pojawienia się lekarki, specjalistki od bliźniąt.
Zabrakło choćby minimalnej próby empirycznego potwierdzenia aspektu telepatii, na co miałam nadzieję, kiedy do centrum akcji wkroczyła doświadczona pani doktor, która od momentu ich przyjścia na świat, sprawowała nad nimi medyczną pieczę. Niby coś tam wspomina na ten temat, ale raczej na zasadzie luźnych anegdot, aniżeli wyniku analiz psychologicznych, czy pogłębionej analizy zachowania i kontaktowania się bliźniąt.
Nota bene obecność lekarki i samo jej pojawienie były wymuszone i okazały się sporym rozczarowaniem. Pełniła ona raczej funkcję opiekunki do dziecka, co w przypadku tak znanej i cenionej specjalistki było dość naiwnym posunięciem. Dopiero w ostatnich scenach, gdy akcja przyspiesza jej rola okazała się zasadna.
Autorka głównie skupia się na niezwykle bliskiej relacji bliźniaczek, co jest oczywiste, choćby ze względu na to, że są to trzylatki, które praktycznie cały czas spędzają ze sobą. I dalej niejako na kanwie tego połączenia ukuty zostaje, wydawałoby się ciekawy wątek telepatii dziewczynek. Niestety chociaż pomysł chwytliwy, wyszło jakoś tak przewidywalnie, niewiarygodnie i trochę nudno.
Nie wpływało znacząco na sam proces śledczy, ponieważ detektywi byli sceptyczni co do wiarygodności tego zjawiska i prowadzili czynności według własnych zasad. Aczkolwiek trzeba przyznać, że odnaleziona Kathy, faktycznie była dla nich cennym źródłem informacji, każdy szczegół, o którym wspominała był analizowany i brany pod uwagę, ale raczej jako projekcja jej własnych przeżyć, niż efekt telepatii.
Początkowe rozdziały są dość monotonne, dłużą się i niewiele się tam dzieje, ale gdy w końcu akcja się rozkręca robi się ciekawie. Nieco przewidywalnie, ale sposób w jaki początkowo nieznaczące tropy zaczynają się łączyć, a szczegóły i niuanse układają w całość zostały perfekcyjnie nakreślone. W pewnym momencie ze zbioru luźnych poszlak, czasami jedynie strzępków informacji, a wręcz zdawało by się kuriozalnych danych pozyskanych od świadków, jak choćby zapach potu, czy zakup ubranek - śledczy, za sprawą autorki misternie dopasowują elementy układanki, łącząc je w logiczną całość, niechybnie prowadzącą do rozwiązania sprawy. To zdecydowanie najlepsza część książki.
Natomiast duża liczba podejrzanych, którzy dodatkowo mają swoje grzechy przeszłości, jednak mocno gmatwa wszystko mnogością postaci, które przez to zostają wprowadzone, z wieloma detektywami wyjaśniającymi zastane okoliczności włącznie. A i tak wszystkie wątki zostają domknięte głównie za sprawą błędów delikwentów i zbiegu okoliczności. Ostatecznie wyszło to trochę tak: "z dużej chmury, mały deszcz", i jeśli miało uatrakcyjnić fabułę, to niestety efekt był odwrotny.
Czy zatem książka przypadła mi do gustu? I tak i nie. Nie mogę powiedzieć, że mnie porwała i wciągnęła w wir akcji, ale w którymś momencie zainteresowała. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, żeby mnie rozczarowała. Mimo wszystko fabuła była niezła, trochę zwrotów akcji i do końca nieznany sprawca, pomysłodawca porwania wraz z całym wachlarzem emocji rodziców, które w takich momentach się pojawiają, czynią tę książkę w jakimś stopniu atrakcyjną.