„Texas is a state of mind, but I think it is more than that”. - Josh Steinbeck
Dokładnie taka sama myśl pojawiła się w mojej głowie po przeczytaniu tej książki. Każdy z nas zna określenie, że to Rosja jest stanem umysłu i może coś w tym jest, ale Teksas bez wątpienia nie jest zwykłym stanem. Już sam fakt, że flaga Teksasu jako jedyna flaga stanowa ma prawo wisieć na równi z amerykańską, świadczy o jego wyjątkowości. Teksas większości kojarzy się kowbojami, kapeluszami i rodeo, ale to nie wszystko. „Bycie Teksańczykiem to styl życia, myślenia, mówienia, zachowania i postrzegania świata. Teksańskie tradycje to nie elementy skansenu, przywoływania historii. To teraźniejszość na stałe osadzona w umysłach mieszkańców”. Autor, podróżując po Stanie Samotnej Gwiazdy, stara się w jak najlepszy sposób pokazać nam jego unikatowość (nie tylko miejsc, ale i mieszkańców) i muszę przyznać, że już od samego początku można zauważyć różnice, które odróżniają Teksańczyków od reszty kraju.
Książka jest podzielona na kilka rozdziałów, każdy poświęcony różnym niezwykłym miejscom, które odwiedził pan Artur podczas swojej podróży po Teksasie. Autor zabiera nas na największe rodeo świata w Houston. Impreza trwa kilka dni, corocznie odwiedza ją tysiące widzów, a każdego dnia po głównym konkursie ujeżdżania byków (konkurencji jest mnóstwo, dla kobiet i mężczyzn, a nawet dla najmłodszych) widzów czeka jeszcze koncert i to nie tylko gwiazd muzyki country, ale artystów znanych na całym świecie. I co w tym najlepsze, wszystko ma charakter charytatywny, a zebrane fundusze przeznacza się na edukację teksańskich dzieci i młodzieży.
To samo dotyczy najstarszego w Teksasie i największego na świecie „rattlesnake roundup”, czyli łapanki grzechotników w Sweetwatter.
Pierwotną ideą było zmniejszenie populacji węży, które są tam istną plagą, ale w kolejnych latach impreza przybrała również charakter edukacyjny, a zebrane pieniądze idą na cele charytatywne. A jedną z najlepszych atrakcji (szczególnie dla młodszej widowni) jest możliwość oprawienia grzechotników, które chwilę przedtem, zostały zabite na ich oczach. Jedną z najpopularniejszych zabaw (i wręcz atrakcji) w tym stanie jest Chicken Shit Bingo, gdzie obstawiasz numerek, wpłacasz kasę, kupujesz kilka piw (tak mówią zasady gry), kura je ziarno i po prostu na swój kurzy sposób zaznacza pole z numerem. Tak się bawią w Teksasie.
Jeden z rozdziałów poświęcony jest Banderze i jeśli chcecie poczuć prawdziwy klimat Dzikiego Zachodu, to właśnie tam powinniście się wybrać, w końcu kongres nadał Banderze tytuł światowej stolicy kowbojów. Dodatkowo właśnie to miejsce było drugą osadą Polaków w USA i do dziś ich potomkowie biorą aktywny udział w życiu miasta. Właśnie tam pan Artur spotyka Hoota, który jest kowbojem nie tylko z wyglądu. Mężczyzna wyruszył na koniu w wyprawę do Calgary w Kanadzie, tylko po to, żeby wjechać na koniu do miasta w trakcie największego w Kanadzie rodeo. Jego podróż trwała prawie pół roku.
Oczywiście nie mogło zabraknąć również rancz i to ogromnych, bo trafiają się nawet takie wielkości Gdańska, a nawet większe. Autor odwiedził kilka z nich i praktycznie każde z nich różni się w sposobie prowadzenia. Na wielu z nich wydobywa się ropę naftową. Większość rancz jest również ranczami myśliwskimi. W jednych płacisz wpisowe i możesz do polować do woli na dziki (kolejna plaga w Teksasie), na innych każde zwierzę ma swoją cenę i im bardziej egzotyczne czy mniej spotykane, tym cena wyższa. Są rancha safari, gdzie przede wszystkim są gatunki zagrożone wyginięciem i wszystko wskazuje, że niektóre z nich tylko w takich miejscach mają szansę na przetrwanie. A na Ox Ranch oprócz tych wszystkich rzeczy mamy także „plac zabaw” dla dorosłych. Możesz postrzelać sobie z różnej broni, wysadzić coś, albo rozwalić samochody czołgami z czasów II wojny światowej.
Skoro Teksas to musi być BBQ, które jest nieodłączną częścią tożsamości Teksańczyków. Bez wątpienia można to nazwać sztuką, która stała się sposobem na życie wielu osób. Wiele razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że tamtejsza wołowina przewyższa wszystkie inne pod względem smaku i zapachu, a pan Artur również to potwierdza. Myślę, że może mieć to związek z tym, że tamtejsze zwierzęta są „z wolnego wybiegu”, bo na tak wielkich ranczach po prostu czują się wolne, a to bez wątpienia wpływa na jakość mięsa.
W książce pojawiają się wątki historyczne (w pierwszym rozdziale mamy nawet przytoczoną historię Teksasu) oraz mnóstwo zdjęć z podróży autora, które w połączeniu ze stylem, w jakim została napisana ta książka, sprawiają, że momentami czujemy się jakbyśmy byli w Teksasie razem z autorem. Szczególnie w tych czasach, kiedy wszystkie plany podróżnicze musiały zostać przełożone, to coś niesamowitego.
Czasami może szokować, ale taki jest Teksas. Stan Samotnej Gwiazdy albo się już kocha, albo się go pokocha i niezależnie od osoby, każdemu, kto choć raz tam pojedzie, w głowie pojawi się myśl, by się tam przeprowadzić jak najszybciej (tak mówi jedno z teksańskich powiedzeń) i zostać Teksańczykiem, ponieważ nie trzeba się urodzić w Teksasie, by nim zostać. Po prostu to STAN UMYSŁU.