Powstania narodowe, z naciskiem na listopadowe i styczniowe, z pewnością nie kojarzą się zbyt dobrze – i to niekoniecznie ze względów historycznych (pytania o zasadność i cenę walki). Z pewnością wielu pamięta ze szkół niekończące się opisy bohaterskich czynów, pamięć o odważnych powstańcach przekazywaną przez pokolenia i cały patriotyczny kram, obsługiwany choćby przez panią Orzeszkową. Płacz i zgrzytanie zębów? Bez wątpienia, choć podobnych reakcji z pewnością nie musi się obawiać Andrzej W. Sawicki, który fabułę swojej książki Nadzieja czerwona jak śnieg osadza właśnie w czasie powstania styczniowego.
Sawickiemu udało się stworzyć powieść zaskakującą – z jednej strony sprawnie prowadzi narrację dotyczącą powstania, zachowując zgodność z faktami historycznymi (bitwa pod Małgoszczą) i wprowadzając autentycznych dowódców tamtej kampanii (Langiewicz, Dobrowolski, Jeziorański), z drugiej – wprowadza w obręb historii ludzi dotkniętych czynnikiem mutatio, odmieńców obdarzonych niezwykłymi mocami (np. umiejętnością kontrolowania czasu). Przesada? Zdecydowanie nie. Autorowi jakoś udaje się zachować równowagę pomiędzy wydarzeniami historycznymi a elementami fantastycznymi w taki sposób, że nie tylko nie gryzą się, ale wręcz ładnie uzupełniają. Cieszy zwłaszcza fakt, że Sawicki nie poszedł po najlżejszej linii oporu i nie zamienił potyczek w nieskładne bitki, w których powieściowi mutanci (gdyż tym w zasadzie są odmieńcy) latają po polach bitew, masakrując zwykłych żołnierzy. Zamiast tego przydał opowieści dodatkowy walor – bowiem Nadzieja czerwona jak krew to nie tylko trzymająca w napięciu, pełna akcji historia dramatycznego powstania niepodległościowego, wyzwania rzuconego potężnemu caratowi, ale także opowieść o odmieńcach, których społeczeństwo – czy to polskie, czy rosyjskie – odrzuca; o ludziach pogardzanych, szykanowanych i zabijanych. Wizja specjalnego oddziału utworzonego z mutantów, snuta przez jednego z bohaterów, Jana Jemiołę, jest w tym momencie nie tylko naiwnym, absurdalnym pomysłem, ale także szansą na spożytkowanie przekleństwa, które wygnało odmieńców na margines. Nawet jeśli idea cudownej broni w postaci zespołu mutantów okaże się bzdurą, zawsze pozostaje możliwość normalnej walki w grupie ludzi, którzy akceptują odmienność, a każdego, kto walczy o wolność, traktują jak brata.
Cieszy to, że autor nie poprzestał na szybkiej akcji. Tej oczywiście nie brakuje, więc miłośnicy powieści przygodowych będą zadowoleni, jednak Sawicki dodał także nieco refleksji na nieco poważniejsze tematy: kwestię tożsamości narodowej i nieprzystawalności tradycji do współczesnej sytuacji politycznej (dialog Hanki w jednej z wiosek to idealny przykład) czy też zasadności walki do samego końca. Nie jest tego dużo, ale obecność takiej krytyki bardzo ubarwia powieść (wprowadzając dodatkowe napięcie pomiędzy tym, co wie czytelnik, a wydarzeniami przedstawionymi w książce).
Inna dużą zaletą są bohaterowie – sympatyczni i dobrze zarysowani, stanowiący naprawdę ciekawą kompanię: z jednej strony srogi Langiewicz czy porywczy Czachowski, z drugiej –płocha Wanda, potrafiąca razić swoim krzykiem, nadludzko silny chłop Pliszka czy Jemioła, który umie podkradać cudze wspomnienia i umiejętności. Wszyscy mają swoje wady i zalety, zaś ich charaktery z czasem zmieniają się. Niektórzy hartują się, tak jak Wanda, która zmienia się ze strachliwej dzieweczki w zaciekłą bojowniczkę; inni, tacy jak Jemioła, tracą złudzenia, jakie mieli, skonfrontowani z grozą sytuacji. Najlepiej jednak prezentuje się postać Pustowójtowa – mężczyzny z mieszanego, polsko-rosyjskiego małżeństwa, żołnierza, który nie może się zdecydować, czy lepiej działać na rzecz gardzącego nim zaborcy, czy też dzielnie walczących powstańców. To rozdarcie powoduje, iż czytelnik do końca nie wie, po której stronie gra Teofil, co szarpie nerwy w oczekiwaniu: zdradzi czy nie zdradzi? W zasadzie, jeśli chodzi o kreacje bohaterów, mogłabym się przyczepić tylko do jednego – jednoznacznego podziału na czerń i biel. Pomijając wspomnianego Pustowójtowa, szarość w zasadzie nie występuje.
Żadnych zastrzeżeń nie mam natomiast do języka – idealnie pasuje do charakteru powieści: jest prosty, ale nie prostacki, niekiedy lekko stylizowany, kiedy indziej znów poprzetykany rusycyzmami. Opisy są niezwykle szczegółowe, napisane sprawnie i z werwą – niezależnie od tego, czy czytamy o oddziale Jemioły zajmującego się czyszczeniem broni, czy też o morderczych salwach artyleryjskich masakrujących Moskali, wszystko jest tak plastyczne, że niemal namacalne. Kolejne zwycięstwa cieszą, zaś śmierć bohaterów, nawet drugoplanowych, pozostawia za sobą smutek i paląca chęć zemsty.
Nadzieja czerwona jak śnieg to książka niezwykle wciągająca, która kończy się zdecydowanie zbyt szybko, pozostawiając pewien niedosyt – czym prędzej chciałoby się poznać dalsze losy Jemioły, Pustowójtowa, Hanki i dowiedzieć się, czy w końcu wygraliśmy to powstanie. Liczę, że drugi tom mnie nie zawiedzie, przy okazji zaś polecam powieść Sawickiego każdemu miłośnikowi dobrej literatury przygodowej, napisanej z werwą i pomysłem. Ja bawiłam się bardzo dobrze.
Autor: Andrzej W. Sawicki
Tytuł: Nadzieja czerwona jak śnieg
Wydawca: Bellona, Runa
ISBN: 978-83-89595-78-2
ISBN: 978-83-11-12180-5
Liczba stron: 528
Wymiary: 125×195 mm
Okładka: miękka
Ilustracja na okładce: Wojciech Ostrycharz
Data wydania: 2 listopada 2011