Na książkę Olgi Górskiej trafiłem, zresztą bardzo ciekawym, splotem przypadków. Miejska Biblioteka w moim mieście od kilku lat dwa razy w roku organizuje akcję "Bookujemy Radom". Jedna edycja trwa przez dwa dni (weekend). Na social mediach Biblioteka wrzuca zagadki, pod którymi kryją się miejsca, w których schowany jest voucher na książkę. Trzeba wykazać się nie lada wiedzą geograficzną, a także historyczną. No i sprawnością fizyczną, bo przejechanie z jednego końca miasta na drugi nie jest łatwe. I tak w ostatniej edycji pod pomnikiem Gombrowicza grającym w szachy znaleźliśmy ze znajomą voucher na książkę "Nie wszyscy pójdziemy do raju". Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest to książka o queerowym Radomiu, od razu poczuliśmy ochotę na przeczytanie nieznanego tytułu :).
Queerowa - no właśnie. Ale czy taka stereotypowa? Główną bohaterką jest co prawda lesbijka, ale pozycja Górskiej różni się pod pewnym subtelnym względem od innych tęczowych książek. Tutaj nie ma poszukiwań tożsamości, bo bohaterka wie, kim jest. Na główny plan wysuwa się inny problem, mianowicie akceptacji, której szuka, i nietolerancji, którą dostaje. Co czułem podczas czytania, to przede wszystkim przykrość, gorycz. Beznadziejne wrażenie, że bohaterka nie zrobiła nic złego, a mimo to czuła się winna. Od pierwszej strony, od pierwszego zdania. Poczucie winy, mimo że ta jest niezawiniona. Nie, po prostu jej nie ma.
Główna bohaterka w swoich nastoletnich latach nie szuka siebie. Nie potrzebuje tego, nie musi. Wydaje się zdawać sobie sprawę ze swojej orientacji seksualnej od początku. Ona walczy o coś zupełnie innego. Chyba w pewnym sensie z samą sobą. Boi się mówić, kim jest; boi się wyłamać; boi się spotęgowanego poczucia winy; boi się kochać, bo myśli, że to, co czuje, jest grzechem, czymś złym. Cała otoczka lat 90. i dwutysięcznych, mentalność Polaków z peryferyjnego Radomia nie pomagają.
Z tą główną kwestią mieszają się dwa wątki poboczne, które czasami wkraczają na główny plan. Pierwszym z nich jest religia. W książce Górskiej mocno czuć sacrum, które, paradoksalnie, jest typowym profanum, czymś przynoszącym cierpienie. Sacrum bowiem zostało zawłaszczone przez ludzi z profanum. Z księżmi wiążą się straszne przypuszczenia, pielgrzymki nastawione są na konsumpcjonizm, msze i pieśni religijne mają przestraszyć i przypomnieć o kruchości życia, wywołać złudzenie przynależności do wspólnoty, a jedna z najbardziej znanych polskich bazylik, czyli ta w Licheniu, powstała na kanwie oszustw i nigdy nieuznanych "cudów". To bardzo przykry i smutny obraz polskiej wiary.
Drugim wątkiem jest muzyka. Sama autorka dorastała na przełomie lat 90. i dwutysięcznych. Tytuły poszczególnych rozdziałów często są parafrazami utworów z tamtych lat. I tak przeczytamy o "Bani u cygana" zespołu Zero, "Purple rain" Prince'a, "Śpij kochanie, śpij" Kayah i Bregovicia, "Teenage Dream" Katy Perry, "Nasze mózgi przepełnione są Marią" Kalibru 44, ale też Bachu czy "Abba, Ojcze" i "Barce". Zresztą co tu dużo mówić, załączam link do playlisty na Spotify'u współtworzonej przeze mnie, w której znajdziecie wszystkie utwory :) :
https://open.spotify.com/playlist/63gDtNFde8tNLeESNKS6Mi?si=d2db332de69043deTo muzyka niezwykle oldschoolowa, którą uwielbiam, więc zdecydowanie playlista puszczona gdzieś w tle umilała mi lekturę. To było potrzebne, bo książka Górskiej jest smutna.
Smutna, bo to także opowieść o odchodzeniu. Przede wszystkim śmierci osób bliskich, która zawsze przynosi ból. Człowiek uczy się z nim żyć, ale ten nigdy nie mija. Zanika za to wspomnienie dotyku, głosu. Z czasem pozostają małe, nieznaczące przebłyski z przeszłości. Odchodzenie jednak ma też inne oblicze. Czasami życiowe drogi się plątają, ale w pewnym momencie mogą też rozplątać i poprowadzić w zupełnie innych kierunkach.
"Nie wszyscy pójdziemy do raju" to książka krótka, ledwo dwustustronicowa, ale ciężka. Czyta się ją wbrew pozorom długo. Co warte dodania, debiut Olgi Górskiej została nominowany do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. Z pięciu nominacji, ta pozycja jest drugą, jaką czytam. I jak na razie to właśnie za nią trzymam kciuki :).
Jeśli chcecie poszwendać się po Radomiu przełomu epok, to polecam. Uważajcie, bo to miasto bywało groźne, straszyło swoją prowincjonalnością i szarością. Jak każde, miało swoją ciemną kartę historii, o której właśnie jest książka Górskiej.
7,4/10