Minął blisko rok odkąd miałam przyjemność czytać poprzedni tom trylogii Diakowa "W mrok". Z chwilą zamknięcia książki nie mogłam się doczekać chwili, kiedy w końcu poznam zwieńczenie całej historii. I oto nadszedł ten dzień, długo wyczekiwany, utęskniony. W moje ręce trafiła książka "Uniwersum Metro 2033: Za horyzont", a ja ponownie przeniosłam się do świata zniszczonego przed dwudziestu laty w wyniku wielkiej Katastrofy. Do świata, w którym ludzkości nie pozostało nic innego, niż ślepa wiara w to, że być może przyszłość okaże się dla nich łaskawa i przebaczy im to, co niegdyś uczynili.
Mieszkańcom petersburskiego metra grozi kolejne niebezpieczeństwo. Stoją u progu wojny z Weganami, którzy pragną podbić niezależne stacje, zagarnąć tereny dla siebie. Do Tarana dociera niejasna informacja o tym, że być może gdzieś na dalekim wschodzie istnieje cień szansy na uratowanie ludzkości. Mowa o projekcie Alfejos, który gdyby się powiódł, mógłby oczyścić skażoną Ziemię z radiacji dając nadzieję na odrodzenie się planety i powrót ocalałych po Katastrofie ludzi na powierzchnię bez obawy przed zabójczym promieniowaniem. W obliczu wojny z Weganami Taran nie musi długo się zastanawiać. Czym prędzej zbiera ekipę wiernych mu towarzyszy i wyrusza w daleką podróż, na końcu której być może faktycznie odnajdą sposób na uratowanie ludzkości. W świecie zniszczonym przez nuklearne wybuchy, opanowanym przez zmutowane zwierzęta i innego rodzaju okropieństwa, nie pozostaje nic innego, jak nadzieja... A wiara potrafi czynić cuda dając człowiekowi siłę do stawiania czoła wielu niebezpieczeństwom, byle dotrzeć do upragnionego celu. Tylko czy i tym razem to wystarczy naszym dzielnym wędrowcom? Czym zakończy się ich wyprawa? Nieoczekiwanym cudem? A może kolejnym rozczarowaniem?
"Tam, gdzie kiedyś kipiało życie, a po podwórzach beztrosko biegały dzieci, teraz królowało opuszczenie i jego odwieczni towarzysze - cmentarny chłód, wycie wiatru i żółtawy nalot wszechobecnej pleśni..." (*)
Książka należy do cyklu "Uniwersum Metro 2033", czyli projektu Dmitrija Glukhovsky'ego. Pisarze z całego świata osadzają swoje post-apokaliptyczne historie w świecie stworzonym przez w/w autora w jego powieściach "Metro 2033" oraz "Metro 2034". W Polsce dotychczas w tym cyklu ukazała się trylogia Andrieja Diakowa ("Do światła", "W mrok", "Za horyzont") oraz powieść Szymuna Wroczka "Piter" i Tullio Avoledo "Korzenie niebios".
Po raz kolejny przeniosłam się do ponurej rzeczywistości, w której zmuszeni są żyć Taran oraz jego wierni towarzysze. Długo przyszło mi czekać na poznanie zakończenia ich losów. Powiem Wam jedno - warto było! Książka jest niezwykle emocjonująca. Podczas lektury czuć różnorakie emocje. Przyglądając się losom bohaterów i temu, co tym razem przyszło im przeżyć, mocno wszystko przeżywałam. A spotkało ich nie jedno. Na swej drodze napotkali wiele niebezpieczeństw, w tym zarówno w postaci zagrażających ich życiu zmutowanych stworów, jak i okropieństw zgotowanych im przez innych ludzi. Aż dziw, że ludzie gotowi są wyrządzić tyle zła w imię swoich przekonań, bądź idiotycznych dążeń do władzy w świecie, gdzie ludzkie życie zagrożone jest z każdej strony. Zamiast wzajemnie się wspierać i dążyć do lepszego jutra, wolą oni toczyć pomiędzy sobą walki. Świat stworzony przez autora jest mroczny i straszny. Wędrując wraz z bohaterami nie raz czułam na karku zimny oddech śmierci i ciarki na skórze. Diakow niezwykle obrazowo przedstawia otaczającą ludzi rzeczywistość. Czytając widziałam, słyszałam i czułam wszystko to, co bohaterowie powieści. Ale nie tylko zewnętrzny świat został dokładnie przedstawiony. Autor duży nacisk kładzie na psychikę jego bohaterów, ukazuje toczące się w nich wewnętrzne walki, ich strach oraz najgłębsze pragnienia. Dzięki temu możemy być świadkami przeobrażeń każdego z nich oraz w pełni zrozumieć motywy nimi kierujące. Dla mnie to bardzo ważne w powieściach. Lubię, kiedy autorzy traktują poważnie swoich bohaterów, a nie tylko przedstawiają ich powierzchownie, niedbale. Poza tym kolejny raz Diakow daje do zrozumienia swoim czytelnikom, że nie ważne, co by się działo, trzeba wierzyć, mieć nadzieję i zawsze dążyć do celu. I to widać w powieści. Bohaterowie gotowi są na wszystko, byle wypełnić do końca powierzone im zadanie. Zdolni są do wszelkich poświęceń, łącznie z oddaniem własnego życia. Wszystko w imię dobra ludzkości.
"Wcześniej czy później wszyscy musimy stanąć przed wyborem. Poświęcić jedno, aby zyskać coś innego. W takich chwilach najważniejsze jest nie żałować tego, co tracimy. Bo jakkolwiek wielki będzie ból straty, jest to uzasadniona cena, jaką trzeba zapłacić za dokonany wybór..." (**)
Z żalem rozstaję się z bohaterami powieści. Ale co zrobić. Zawsze nadchodzi koniec. A ten, przygotowany przez Andrieja Diakowa, z pewnością zaskoczy niejednego czytelnika. Sama nie wiem, czego właściwie spodziewałam się po zwieńczeniu całej historii. Nie do końca stało się tak, jakbym tego pragnęła. Mimo wszystko warto było czekać tyle czasu, aby w końcu dowiedzieć się tego, jak zakończą się losy bliskich memu sercu bohaterów. Nie żałuję ani chwili poświęconej lekturze powieści. Będzie mi brakowało mrocznego i dusznego petersburskiego metra oraz wypadów na powierzchnię tak mocno zagrażającą życiu ludzi skrytych w podziemnym świecie. Dlatego też jestem pewna i z całą świadomością mogę rzec, że w przyszłości nie jeden raz powrócę do tej historii. A Wy, drodzy czytelnicy, rozpocznijcie swą podróż...
"Ku nieosiągalnej, lecz kuszącej granicy, która wciąż się oddalając, raz za razem testuje ludzką wytrzymałość, pomaga poznać kres własnych możliwości. W stronę nieuchwytnej krawędzi, za którą można zajrzeć tylko, gdy uwierzy się we własne siły. Tam, gdzie spełniają się marzenia. Za horyzont." (***)
(*) s. 169
(**) s. 456/7
(***) s. 457
Moja ocena: 5/6