"Tam gdzie spadają anioły" - jest jedną z najlepszych książek Doroty Terakowskiej. Moim zdaniem ta pisarka była jedną z najlepszych polskich autorek książek. Do swoich powieściach zawsze wszczepiała kawałek własnej duszy. To dzieło pod tym względem nie różni się od innych. Opowiada ono o Ewie - dziewczynce, która w wieku pięciu lat straciło swojego Anioła Stróża. Kiedy dowiaduje się, że jest chora na śmiertelną odmianę białaczki, postanawia wraz z rodziną odszukać go. Czy jej się uda? I czy w końcu ludzie zrozumieją, że anioły istnieją.
Początek książki był na pewno bardzo oryginalny. Pięciolatka usilnie próbuje wyciągnąć swoich wiecznie zapracowanych rodziców wyciągnąć z domu, aby obejrzeli niezwykły cud. Bowiem nad ich domem przelatują anioły! Ewa biegnie za nimi po łące i wtedy nieszczęśliwie wpada do wilczego dołu. Od tamtego czasu wiecznie cierpi. Nie ma miesiąca by nie wylądowała w szpitalu. W wieku trzynastu lat dowiaduje się czemu tak było i stara się wytłumaczyć to swojej rodzinie. Jej mama - Anna - z początku jej nie wierzy, ale w końcu daje się przekonać, ponieważ Anioł Stróż to jedyna nadzieja na uratowanie jej jedynej córki. Za to jej ojca - Jana - bardzo trudno namówić do wiary w anioły. Jedynym Bogiem jakiego on wyznajejest Internet. To tam szuka wszelkich informacji o aniołach. Jednak nawet po przeczytaniu wszystkich możliwych informacji o Aniołach Stróżach dalej nie może w nie uwierzyć. Nie potrafi. Największą wiarą w tej sytuacji wykazała się babcia Ewy. Jako wierna katoliczka nie potrafiła jednak przyjąć,że anioły są nie tylko katolickie, ale również protestanckie, muzułmańskie itp. Że należą do wszystkich nie tylko do jednej wiary.
Ta historia obrazuje nie tylko zmagania się Ewy z losem, ale również to jak trudno nam niekiedy uwierzyć w to na co nie ma konkretnych dowodów. W książce znajduje się wiele przemyśleń, które skłaniają nas samych do zastanowienia się nad tym. Bohaterowie tej powieści musieli w końcu zrozumieć, że by istniało Niebo, musi być wiara. Autorka powieści właśnie to chce nam przekazać, że czasami trzeba do samego końca wierzyć, żeby coś się udało. Nawet jeśli z początku wydaje się nam niemożliwe. Dorota Terakowska pewnie pragnęła nam również przekazać, że wszystko co robimy, nawet nasz najmniejszy czyn, może zaważyć na naszej przyszłości. Na naszym losie.
Sądzę, że ta książka jest godna podziwu. Niesie w sobie przesłanie, które zrozumie każdy. Mimo że sama nie jestem aż tak znowu pobożna, to myślę, że ta powieść mnie czegoś nauczyła. Czegoś co na pewno mi się kiedyś przyda. Nie powiem co to, bo moim zdaniem każdy z tej historii wyniesie coś innego. Jednak wszystko będzie równie ważne.
Zachęcam do przeczytania tej książki dosłownie wszystkich. Moim zdaniem jest ona niezwykła. Przyznają, że w niektórych momentach niedopracowana, ale gdyby była idealna, to byłaby chyba gorsza.