Książka Doroty Terakowskiej pt "Tam gdzie spadają anioły" jest dla mnie bardzo ważna, gdyż przywróciła mi wiarę w możliwości polskiej literatury. I to nie ze względu na wątki, które autorka zaczerpnęła z dorobku angelologia, lecz przede wszystkim dlatego, iż bez ogródek i niedomówień ukazuje wstrząsający obraz współczesnej polskiej rodziny, w której zajęci robieniem kariery (lub wielogodzinną pracą w korporacji) rodzice nie poświęcają dziecku należytej uwagi i nawet nie starają się zrozumieć dziecięcego świata, w którym jeszcze uczucia stoją ponad intelektem. Mama Ewy jest artystką, która usiłuje w swojej pracowni stworzyć postać cierpiącej Matki Boskiej (Pięty). Podejmuje coraz to nowe próby, ale nie jest z nich zadowolona. I nic dziwnego, że tak się dzieje - wszak mama Ewy jako matka jeszcze nigdy nie doznała uczucia cierpienia z powodu męki własnego dziecka. Tata Ewy to typ intelektualisty, do którego przemawiają tylko suche fakty. Ani on, ani jego żona, nie znajdują dla pięcioletniej córeczki tego najważniejszego, co mogliby jej dać, zajęci swoimi sprawami nie mają dla dziecka czasu, i brak im też ciepłych słów, którymi mogliby ogrzać marznące coraz bardziej serce dziewczynki, której jedyną ostoją staje się babcia. Jednak babcia nie zastąpi kochających rodziców. I dlatego dziewczynka zaczyna gasnąć w oczach. Ma coraz mniej siły. Symbolicznie ten proces obumierania w niej woli do życia ukazuje to, co Ewa zauważa na Niebie i co chce za wszelką cenę pokazać swojej bardzo zajętej mamie. A jest to chmara Aniołów lecących po Niebie, szczególnie jeden z nich, który zostaje zaatakowany i traci swe piękne skrzydła. To jest Anioł Stróż Ewy, który od tej pory już nie może jej chronić tu na Ziemi. Chory Anioł staje się Bezdomnym, w którym nikt już nie rozpoznaje Anioła. Tylko mała dziewczynka ma świadomość jego pochodzenia. Tylko ona jeszcze wierzy sobie, a nie tylko temu, w co każe jej wierzyć współczesna, często bezduszna nauka, czyli "szkiełko i oko". Tymczasem okazuje się, że postępujące osłabienie pozbawionego skrzydeł Anioła powoduje także coraz bardziej postępujące niedomagania pozostającej pod jego opieką dziewczynki. Rodzice Ewy może by i tego nie zauważyli, ale na szczęście jest jeszcze w pobliżu uważna babcia, która czuwa nad wnuczką. W końcu lekarze stwierdzają u dziecka poważne postępy choroby. Ratunek może przynieść tylko Anioł. Rodzice wstrząśnięci cierpieniem dziecka zmieniają się. Tata Ewy zaczyna interesować się światem Aniołów, choć przedtem nigdy nie zajmowałby się bytami, których istnienia nauka nie uznaje. Natomiast mama Ewy zaczyna wreszcie słuchać swojego dziecka i swojego serca. Choroba wprawdzie jednoczy rodzinę i chora dziewczynka nie jest już samotna, ale czy to nie nastąpiło za późno? W jaki sposób sprawić, by Bezdomny znowu odzyskał skrzydła i stał się aktywnym Aniołem Stróżem? Czy rodzinie uda się wygrać wyścig z czasem? Zajrzyjcie do książki, by znaleźć odpowiedzi na te pytania. Ja tymczasem chciałabym wskazać Wam inny utwór ukazujący Anioła, który podobnie jak Anioł z powieści Terakowskiej cierpi na Ziemi. Chodzi tu o tytułowe opowiadanie Marqueza z jego zbioru pt. "Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami...". Warto jest porównać oba teksty i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Chciałabym też podkreślić, że zarówno tekst Terakowskiej jak i tekst Marqueza zachowują nadal swoją aktualność dla współczesnego czytelnika. W naszym kraju jest wprawdzie coraz więcej luksusowych aut, lecz także coraz więcej Bezdomnych napotykamy na ulicach. Natomiast Dzieci w dzisiejszym świecie mają wprawdzie coraz więcej gadżetów i nowoczesnych zabawek, ale dostają od swoich zapracowanych rodziców coraz mniej uwagi i czasu. Szkoła z coraz bardziej rosnącymi wymogami też nie sprzyja jednoczeniu się rodziny. Dlatego może pandemia choć pod jednym względem przyniosła pozytywne rezultaty: zamykając dzieci z rodzicami pod jednym dachem zapobiegła codziennemu mijaniu się w biegu, często tylko z towarzyszącą temu zdawkową wymianą słów.