„Bo czy może być coś piękniejszego od uczucia, że czyjaś radość i ciebie jest w stanie rozpromienić od środka.”
Zacznę nietypowo. Za każdym razem kiedy sięgam po książkę Joanny Kruszewskiej zgrzyta mi kategoria, do której przypisywane są jej książki. Dlaczego? A to dlatego, że w moim odczuciu twórczości autorki bliżej jest do literatury pięknej niż obyczajowej. To zdecydowanie literatura na bardzo wysokim poziomie. Wyróżnia ją absolutnie wszystko. Od przedstawienia postaci i zdarzeń począwszy, na stylu, języku i opisach skończywszy.
Najnowsza powieść Joanny Kruszewskiej „Tam, gdzie będzie lepiej”, będąca kontynuacją serii „Pomimo wszystko”, mistrzowsko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Satysfakcja towarzysząca czytaniu obejmuje każdą frazę, narrację, doskonałą budowę zdań i szykowną formę. Perełką na tym literackim torcie jest mozolnie splątana sieć relacji międzyludzkich, z których dość trudno się wyplątać, choć potrzeba owego uwolnienia i pragnienia miłości jest wielka. A miłość, warto o tym wspomnieć, będąca motywem przewodnim tej książki jest trudna.
W powieści „Tam, gdzie będzie lepiej” czytelnik uwikłany zostaje w całą masę zależności, które są udziałem bohaterów. Jesteśmy świadkami przemocy psychicznej, bierności i braku sił do uwolnienia się od niej. Uzależnienia od męża psychopaty. Lęku przed uczuciami, aljenacji życiowej, nieustannej potrzeby akceptacji. Niskiego poczucia własnej wartości i tęsknoty za tym co kiedyś dawało szczęście. Niespełnienia, gry wyobraźni i sytuacji, w których postaciom jest raczej trudno niż szczęśliwie. Śledząc losy bohaterów, szczególnie tej jednej grającej można rzec pierwsze skrzypce, zastanawiamy się gdzie leży podłoże tych zachowań i zależności. Uważnemu czytelnikowi autorka z każdą kolejną stroną książki udziela na to pytanie odpowiedzi. Pomaga również wyciągnąć wnioski. Dowodzi, że każda życiowa sytuacja, każde zachowanie mają swoją przyczynę i skutek. Z każdej beznadziei jest wyjście. Wystarczy tylko podjąć wysiłek, przepracować trudne relacje, otworzyć się na drugiego człowieka. Wpuścić go do swojej „samotni”. Prosić o pomoc, bez skrępowania i wstydu. Rodzinę, przyjaciół, specjalistów jeśli tego wymaga sytuacja. Na każdym końcu trudnej drogi, czeka na człowieka coś dobrego. I ta nadzieja, również przemawia do czytelnika z kart tej książki.
Na pierwszy rzut oka nowa powieść Joanny Kruszewskiej wydaje się dość prosta, ktoś może się nawet pokusić o stwierdzenie, że banalna. Jednak to błędne wyobrażenie. Powieść nie jest ani prosta ani łatwa. To historia o esencji życia. Napisana delikatnie i ujmująco. Powieść, która jest jedną wielką emocją. Cały tekst w zasadzie aż od niej kipi. A przy tym refleksja, dotycząca systemu życiowych wartości i potrzeb, do której nakłania autorka.
Jedna z ważniejszych książek w tym roku. Bierzcie i czytajcie!