"Nie może dać się złapać.
Już od roku włamuje się do domów.
Nie może dać się złapać."
Lubię czytać książki, które potrafią mnie oderwać od własnych problemów i wejść w rolę książkowych bohaterów, ale nie spodziewałam się, że lektura książki “Chłopak, który okradał domy. I dziewczyna, która skradła jego serce” tak bardzo mnie pochłonie a nawet niemal roztrzaska na kawałeczki moje serce..., a przecież to "tylko" młodzieżowa literatura.
Tak książka jest jednak dość wyjątkowa i to pod wieloma względami. Autorka poruszyła w swej powieści kilka naprawdę trudnych tematów wzbudzających silne emocje. Od trudnego dzieciństwa, przez alkohol i narkotyki oraz bezdomność małoletnich i problemy z radzeniem sobie w życiu, znęcanie się nad dziećmi oraz problemy z choroba autystyczną.
Sam i jego starszy brat Avery mieli dość trudne dzieciństwo, po odejściu matki ojciec nie miał czasu na zajmowanie się chłopcami, wolał imprezy w klubach a dzieci tylko mu przeszkadzały. Tryb ich życia znacząco wpłynął na dalsze postrzeganie przez nich świata, złe wzorce wracały do nich jak bumerang. Ciotka, u której zostawił swoich synów w ogóle nie zamierzała się nimi zbytnio zajmować, tym bardziej, że Avery mimo tego, że był starszy od Sama, ciągle potrzebował opieki. I to opieki Sama, bo nikt tak jak on nie rozumiał, że Avery jest inny, wyjątkowy, bardziej podatny na różne bodźce z zewnątrz i nie widzi świata w taki sposób jak to widzą pozostali ludzie. Jest osobą ze spektrum autyzmu, potrzebuje spokoju i wyciszenia, lecz nie ma w tej chwili na to szansy. Sam stara się chronić brata przed złymi ludźmi, a robi to w jedyny znany sobie sposób. Sam potrafi się bić..., jak ojciec.
"Gość był wielki, ale Sam potrafi się bić. W końcu to praktyka czyni mistrza."
Gdy chłopcy z wielu przyczyn trafiają na ulicę, to Sam nadal chce zapewnić starszemu bratu bezpieczeństwo. Zaczyna wkradać się do opuszczonych domów, żeby w nich przenocować i zjeść. Po to żeby przeżyć. Nie może zgłosić się o pomoc do nikogo, gdyż poszukuje go policja...
Początkowo wystarczało Samowi tylko krótkie korzystanie z opuszczonych domów, zabierał z nich tylko klucze na pamiątkę, miał ich sporą kolekcję w plecaku. Później jednak zaczął kraść pozostawione przez wypoczywających mieszkańców przedmioty a nawet pieniądze. Miał dość dobrą wprawę i nie dał się złapać. Do czasu...
Gdy pewnego dnia obudził się w domu, który z zostawionych na lodówce zapisków wynikało, że właściciele wracają w niedzielę, okazało się, że już są w domu i szykują śniadanie. Sam trafi na dom należący do wieloosobowej rodziny a w dodatku zjawiło się jeszcze kilka zaproszonych na śniadanie gości. Liczba osób przeraziła chłopca i nie wiedział w jaki sposób może się wymknąć niepostrzeżony...
Ta duża rodzina i ten dom jednak tak go przyciągał, bo całe życie o takim marzył, dla siebie i brata. W tym rodzinnym chaosie Sam poczuł, że nie chce uciekać, chociaż powinien.
W jaki sposób Sam wyjdzie niezauważony? Czy wpadnie w ręce policji? Co stanie się Z jego bratem? Czy wreszcie uda się im znaleźć rodzinne szczęście?
Piękna, ale jednocześnie bardzo smutna historia. Nie tylko o rodzinnej miłości, ale również o braterskiej przyjaźni, o pierwszej miłości, czy raczej zauroczeniu, o trudnej codzienności osób, które tak naprawdę nie mają swojego miejsca na ziemi, brakuje im nie tylko domu, ale także kogoś, kto by w tym domu witał ich z uśmiechem i radością...
Wyciskająca łzy opowieść i na długo zostanie w mojej pamięci.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Books4YA w ramach akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać.pl.