Ta powieść skruszy najtwardsze serce, sprowokuje do docenienia tego, co mamy, a jednocześnie sprawi, że uśmiech długo będzie ocieplał nasze czytelnicze dusze…
Dwóch braci zostaje porzuconych przez rodziców – dalekich od ideału – ale jednak bez nich wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Starszy z nich – Avery – jest autystyczny, jego sposobu funkcjonowania nie rozumie i nie akceptuje nie tylko ciotka, pod której opiekę trafili chłopcy, ale i rówieśnicy. Wyśmiewają go, hejtują, perfidnie prowokują ataki. Młodszy o dwa lata Sam z całych sił próbuje opiekować się bratem, ale jest tylko dzieckiem – czasami słabym, czasami niecierpliwym, nie potrafiącym radzić sobie ze złymi emocjami… Chłopcy cierpią, kłócą się, ale siła ich miłości jest tak ogromna, że wciąż pozostają w bliskich relacjach.
W wyniku zbiegu okoliczności, choroby, zmęczenia Sam trafia pod dach wielodzietnej, głośnej, chaotycznej rodziny. Zaprzyjaźnia się z nimi, poznaje delikatny, oszałamiający smak pierwszego zauroczenia. I chociaż na chwilę zapomina o tym, że jest bezdomnym okradającym domy – zaznaje namiastki szczęścia, a nawet pewnego rodzaju oszałamiającej stabilizacji – jego kłopoty nie znikają, a przeszłość dogania go ze zwielokrotnioną siłą.
Oczarowała mnie rodzina De Laineyów, którą postrzegam jako kwintesencję radości i miłości. Jest im raczej biednie, ciasno, ale ich siła tkwi w bliskości, dbaniu o siebie nawzajem, akceptacji. Dzie...