Miłość w czasach rozkładu recenzja

Liczyłam na coś więcej!

Chciałabym powiedzieć dużo o tej książce, jednak nie potrafię. Jak podczas czytania jeszcze w miarę potrafiłam powiedzieć, czego dotyczy historia, to po chwili od jej skończenia nie miałam już zielonego pojęcia, o czym była.

Woja pomiędzy Zakonem a wiedźmami ciągnie się od wieków. Verina, piękna wiedźma, która potajemnie spotyka się z Rejnarem - dowódcą strażników Zakonu, dostaje niespodziewaną przesyłkę z listem. Przez zawartą w nim treść wyrusza w poszukiwaniu informacji a tuż za nią podąża Rejnar. Jednak w ich świecie zasady jasno mówiły, że wiedźmy nie mogą używać klątw i czarów. Jednak co się wydarzy, kiedy magia na nowo zacznie działać?

“Nie wiadomo kogo bano się bardziej: potężnego Rajnara, od którego którego decyzji zależały losy mieszkańców czy Veriny, której sensem życia była śmierć”.

W “Miłość w czasach rozkładu” wiedźmy i rycerze Zakonu się nie lubią, a w praktyce dość często mają ze sobą bliski kontakt. I to nawet bardzo bliski. Sam pomysł mnie zaciekawił i odpowiednio poprowadzony mógłby zapewnić rozrywkę, o jakiej jest mowa na okładce.

Najbardziej brakowało mi obiecywanego humoru. Dobrze bawiłam się tylko przez pierwsze 50 stron, później było tylko gorzej. Nic mnie nie poruszyło, rozbawiło czy bardzo zaciekawiło oprócz jednego wątku (informacja o biologicznych rodzicach głównego bohatera).

Gdyby zabrakło erotyki, to wcale bym dużej różnicy nie zauważyła. Bohaterowie mieli bardzo podobne charaktery, żadna postać nie wybijała się ponad inne, co skutkowało, że nie interesowały mnie ich wzajemne relacje. Nawet nie bardzo potrafiłam wyobrazić sobie relacje głównych bohaterów. Z czasem czytałam coraz mniej uważnie, przelatywałam tylko wzrokiem po tekście, który nie dośĆ że mnie nudził, to do tego powodował moją dezorientację. Męczyło mnie to, co czytałam. A krótko po przeczytaniu nie pamiętam już dokładnie, o czym książka była.


Na zakończenie dodam, że bardzo spodobało mi się wydanie książki. A grafiki w środku wręcz skradły moje serce.